
- Książki
- Sztuka
- Outlet intelektualisty
- Biznes
- Historia
- Militaria
- Literatura dziecięca i młodzieżowa
- Rozkosze ciała
- Literatura zagraniczna
- Audiobooki
- Literatura polska
- Varsaviana
- Filozofia, socjologia, psychologia, religia...
- Kryminał, sensacja, groza,...
- Obcojęzyczne
- Podręczniki i pomoce naukowe
- Świat i przyroda
- Słowniki i encyklopedie
- Komiksy
- Płyty winylowe i CD
- Kasety magnetofonowe
- Muzyka DVD
- Filmy
- VHS
- Audio Hi Fi
- Modele, modelarstwo i zabawki
- Elektronika sentymentalna
- Różne sprzęty i zegary
- Grafiki, obrazy, rysunki
- Ręczne hafty i zabawki naturalne
- Zamówienia Specjalne
Nowości
Promocje


Ks. Kazimierz Bukowski, Ks. Józef Tischner, W co wierzę? Jak żyć?





Opis
Ks. Kazimierz Bukowski, Ks. Józef Tischner, W co wierzę? Jak żyć?
Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej, Wrocław 1983. Stron 253 (papier pożółkł, bardzo lekkie załamanie prawego dolnego rogu kartek), okładka miękka (subtelne załamania i otarcia koloru widoczne na zdjęciach). Książka w stanie bardzo dobrym.
Produkty powiązane
Józef Tischner, O człowieku. Wybór pism filozoficznych

Wybór pism filozoficznych księdza, profesora i (swego czasu) "duchownego - celebryty".
Jan Twardowski, Kilka myśli na Wielkanoc

Jeszcze jedna książka - w zasadzie książeczka - księdza Jana Twardowskiego z serii "Kilka myśli..." . Dla zabieganych, zapracowanych, dla wszystkich, którzy mają mało czasu na czytanie - ale znacznie więcej na myślenie (w samochodzie, w autobusie, na ulicy, na spacerze z psem... jest wszak tyle okazji na myślenie - nie trzeba ciągle "miziać" palcem po telefonie)
ks. Jan Twardowski, Kilka myśli o cierpieniu, przemijaniu i odejściu

Czyli tym razem o sprawach, które bez wątpienia dotyczą każdego. Tematy pozostałych książeczek można zignorować (zwłaszcza, kiedy się jest osobą "niereligijną" - bo "cóż mnie obchodzi różaniec"), ale przemijanie? A któż może wiedzieć o tych sprawach lepiej od mądrej osoby duchownej?
ks. Jan Twardowski, Kilka myśli o Eucharystii

Kolejna książka z serii. Wszystkie są małe, ale każde słowo jest ważne. "Nie bądźcie wielomówni...".
ks. Jan Twardowski, Kilka myśli o Matce Bożej

Cienka, niepozorna książeczka - jak wszystkie z tej serii. I jak we wszystkich pozostałych niezwykłe rozważania niezwykłego księdza. W sam raz dla zabieganych: krótko i na temat. Na najważniejszy temat.
ks. Jan Twardowski, Kilka myśli o modlitwie

Niepozorny tytuł. Ale tych kilka myśli waży więcej niż wielkie dzieła innych autorów.
ks. Jan Twardowski, Kilka myśli o różańcu

Skromny tytuł dla skromnej książeczki (tak, to nie książka, ale książeczka właśnie). "Mądrość lubi sukienkę skromności"....
ks. Jan Twardowski, Kilka myśli o świętym Janie Chrzcicielu

Głos wołającego na pustyni.
ks. Jan Twardowski, Kilka myśli o świętym Józefie

O patronie tych, "których praca jest zapomniana, a trud niedoceniony".
ks. Jan Twardowski, W świetle Ewangelii

Wyjątkowe w swej prostocie, lakoniczności i mądrości słynne refleksje księdza Twardowskiego tłumaczącego Ewangelię.
ks. Jan Twardowski, Z Ewangelią

Tytuł jest odpowiedzią na pytanie "jak żyć?". Mądrość Księdza i jej jedyne źródło. Krótkie, dobre rozważania, w pięknie wydanej książeczce.
Helena Zaworska, Rozmowa z księdzem Twardowskim

Rozmawiają o dziecięcej wierze, o łasce ufności, o kapłaństwie, o obcowaniu z Bogiem, o miłości, o starości... I o wielu innych sprawach nurtujących wszystkich, którzy myślą o Bogu.
Anselm Grun OSB, Fidelis Ruppert, Módl się i pracuj

Anselm Grun OSB, Fidelis Ruppert i ich książeczka o sensie i pełni życia. To takie proste. Modlitwa i praca. Jeśli tylko harmonijnie budują każdy dzień trudu. Jednym z największych oszustw pana tego świata jest złuda, że praca ma sens bez modlitwy. Nie ma. Bo "taka jest życia droga: praca, co gnie - ku ziemi, modlitwa, co wznosi - do Boga".
Anselm Grun, Autosugestia. Jak myśleć pozytywnie

Tytuły rozdziałów w sposób oczywisty ujawniają treść książeczki: poznamy zatem znaczenie myśli w starożytnym monastycyzmie, istotę i działanie negatywnych i pozytywnych autosugestii, dowiemy się o autosugestiach w psychologii, by - poprzez metody obchodzenia się z myślami - dojść do wiary, czyli do czynienia tak, jakby...
Anselm Grun, Jezus, nauczyciel zbawienia. Ewangelia Św. Mateusza

Znany autor analizuje "ulubioną Ewangelię wczesnego kościoła".
Anselm Grun, O duchowości inaczej

"Pojąć, to, co nas spotyka, będziemy mogli dopiero wtedy gdy wyczerpią się wszystkie nasze możliwości i gdy zrezygnujemy z prób ulepszania siebie samego o własnych siłach. Dopiero wówczas wraz ze świętym Pawłem będziemy mogli rozpoznać, czym tak na prawdę jest łaska Boga, która w naszej słabości osiąga swoja pełnię". Tak kończy się książka - a zaczyna mądrość życia. Kto ma oczy, niechaj czyta. Kto ma serce, niechaj rozumie.
Etienne Gilson, Chrystianizm a filozofia

Co tu pisać - tytuł mówi wszystko. Lubimy takie tytuły.
Religie świata. Tablice porównawcze

Religie świata, obecne i minione, przedstawione w formie adekwatnej do wrażliwości percepcyjnej współczesnego konsumenta wiedzy internetowej i komiksów, czyli ilustracje i rysunki w roli głównej.
Józef Augustyn SJ, O życiu duchowym i modlitwie

Józef Augustyn SJ naucza o życiu duchowym i modlitwie odpowiadając na pytania uczestników skupień i rekolekcji. Jest to poradnik, który powstał dzięki zaangażowaniu osób świadomie poszukujących sensu i prawdy. Jednym słowem droga wiary jako droga codzienności.
Księga Psalmów, wydanie kieszonkowe

Księga Psalmów w kieszonkowej, ale bardzo solidnej (twarda okładka, zakładka) edycji Towarzystwa Świętego Pawła. Rozmiar taki, że każdemu krokowi właściciela może towarzyszyć Mądrość, Dobro i Prawda. Przewodnik do życia prawdziwego - zawsze można sięgnąć do źródła życia i źródła sensu: czekając na autobus, w metrze, w samochodzie... Skoro można, to dlaczego się nie sięga? Jak to się nie sięga?! jak się nie sięga!? A smartfony i blogi, to co?! A telewizja w smartfonie, to co?! A "portale społecznościowe" w telefonie, to co?!
Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu

Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu, czyli miłość, czystość i ubóstwo - jako środki, nie jako cel. Jako droga do pełnej wolności, do szczęścia przeznaczonego dla człowieka. Słodkie jarzmo. To był wiek XIII. A wiek XXI? Seks i chciwość zaspokajana z kredytu. Nie ma drogi, jest tylko tu, teraz i wszystko od razu. To nie znaczy, że nie ma drogi - znaczy jedynie, że kredyty nie pozwalają się nigdzie ruszyć, chociaż podróżuje się po świecie Ciekawe pytanie o wolność - któż bardziej wolny: św. Franciszek, który nie miał nic, więc miał cały świat, czy współczesny Franciszek, wystrugany z reklamy telewizyjnej, ulepiony z gazetowej mody, który ma SUV'a (na kredyt - 5 lat) i apartament (na kredyt - 35 lat)? A jedyna droga jaką zna, to jest droga w SUV'ie do "firmy", do której jeździ, bo trzeba spłacać raty za SUV'a... . Aż, któregoś dnia, z jakiegoś powodu, przestaje się jeździć do "firmy" i... szczęście prawdziwe, jeśli się trafi wówczas na "Kwiatki świętego Franciszka". Bo SUV'y i "firmy" przemijają - wcześniej czy później. Święty Franciszek cieszy się wiecznością. Zwłaszcza w takim solidnym i eleganckim wydaniu ma większe szanse na walkę z działaniem upływającego czasu.
Instrukcja Dignitas Personae

Czy ludzie naprawdę robią takie rzeczy?! Sobie?! Dobrowolnie?! Tak wrażliwi "ekologicznie"?! Matko! Mordowanie nienarodzonych jako przemysł, jako przyjemność i jako wygoda?! Hodowanie ludzi na "części zamienne"?! Homo sapiens?! Prawodawca rozumny, który więcej "praw" przyznaje maszynom, roślinom i zwierzętom niż bliźnim, niż ludziom?! Oto "oświecony postęp" w całej swej morderczej okazałości: kontynuatorzy i duchowi spadkobiercy "doktora" Mengele, już pewni siebie i pełni chciwej pychy jako "dobroczyńcy rodzaju ludzkiego". Pięćdziesiąt stron wstrząsającego oskarżenia do czego może doprowadzić owa pycha, chciwość i próżność kiedy wesprze ją niepohamowana żądza "przyjemności" i przekonanie, że Boga nie ma. A nie ma? Skąd to przekonanie, skoro nie istnieje na nie nawet cień dowodu? "Człowiek to brzmi dumnie"?! Rację miał O. Bocheński pisząc, że rozumne i dobre są jednostki, człowiek - jako gatunek - jest szalonym, złym i niebezpiecznym stworzeniem. Człowiek to brzmi przerażająco. Boże, zmiłuj się nad nami...
John Naisbitt, Nana Naisbitt, Douglas Philips, High Tech - high touch

Podtytuł : "Technologia a poszukiwanie sensu". Na początku był bezsens, był Chaos. Potem powstał Kosmos. Ale chaos, bałagan, pozostał na części Kosmosu: na Ziemi i w sercach jej mieszkańców. Ciekawe, że wzrost technicznych możliwości, jakimi dysponuje człowiek, nie zmniejsza, tylko przeciwnie - zwiększa bałagan i bezsens. To się nazywa postępem. Coraz lepsza technika i... coraz lepsze narzędzia wojny, coraz więcej biedy, coraz więcej przelanej krwi, coraz więcej rozpaczy i zagubienia... . A miało być tak pięknie bez Boga. No właśnie - kto pamięta dziś Wieżę Babel? Kto pamięta, że efektem nieograniczonych możliwości, które służą tylko zaspokojeniu pychy, jest pomieszanie języków - czyli chaos właśnie? Jakim trzeba być głupcem, by ignorować taką oczywistą naukę płynącą z przeszłości. Człowiek jest zbyt dumny, by budować ku chwale Boga i zbyt pyszny, by widzieć, że budując ku swojej chwale, produkuje tylko chaos, bezsens, rozpacz. Ani prozac, ani viagra, ani ciekłokrystaliczne wyświetlacze, ani diody, ani botox, ani odsysaniu tłuszczu, ani rzeź niewiniątek, ani "czysta energia", ani chłop z chłopem, ani baba z babą, ani "planeta singli", ani "róbta co chceta", ani inżynieria genetyczna, ani sztuczna inteligencja, ani tysiące innych modnych gadżetów - jednym słowem nic nie czyni człowieka szczęśliwym. Daje czasem komuś zadowolenie, daje czasem komuś przyjemność, ten ktoś mówi wtedy "jestem szczęśliwy", ale przebudzenie jest zawsze takie samo: łeb pęka i rzygać się chce. Aż któregoś dnia nie ma już przebudzenia, tylko płacz i zgrzytanie zębów. I czy przyniesie ulgę świadomość, że zgrzyta się implantami?
Anselm Grun OSB, Bierzmowanie

Ojciec Anselm Grun OSB napisał krótkie książeczki poświęcone siedmiu sakramentom. Drugi sakrament - po chrzcie - bierzmowanie: czy skłania, tak jak powinien, do "przyjęcia odpowiedzialności za własne życie"? Czy "daje siłę"?
Joseph Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo

Joseph Ratzinger, jak jeszcze nie był Papieżem, a nawet biskupem, napisał książkę, którą wydano po polsku, kiedy był już Papieżem, a my oferujemy w czasie, gdy znowu nie jest Papieżem, bo "dobrowolnie zrzekł się urzędu". Pewnie z powodu tej całej kołomyi zapomniano wydrukować "Imprimatur", no bo z jakiego innego powodu?
Jacek Salij OP, Gwiazdy, ludzie i zwierzęta

Dobro (i zło), Bóg (lub jego odrzucenie) i kultura europejska. Pochodzenie człowieka w świetle nauki i wiary, godność człowieka i godność materii, miejsce zwierząt w porządku stworzenia.
Magdalena Bajer, Jak wierzą uczeni

Magdalena Bajer rozmawia z dwudziestoma profesorami o ich wierze w Boga. Gazetowa wizja świata każe wierzyć swoim wyznawcom, że wierzyć można we wszystko, byle tylko nie w Boga, bo wiara w naukę wyklucza podobno wiarę w Boga. A tu proszę, dwudziestu naukowców i niespodzianka! Nie wyklucza! I co teraz zrobić z tymi profesorami? Może nie są naukowcami? A żeby było śmieszniej, to w całych dziejach nauki osób wierzących w Boga (wierzących Bogu) jest bez porównania więcej, niż osób twierdzących, że w Boga nie wierzą. Co oczywiście nie przeszkadza owym "niewierzącym" wierzyć w inne rzeczy, z których to rzeczy, nadając im idealne cechy absolutu (np. Rozum, Sprawiedliwość, Nauka, Postęp, itp, itd), tworzą swoich prywatnych bogów i czczą ich ślepo w swoich prywatnych religiach. Cóż, nie ma "człowieczeństwa" bez wiary, stąd fundamentalne pytanie dotyczy nie tego, czy się wierzy, ale tego w co (i komu) się wierzy.
Edouard Bone. Bóg niepotrzebna hipoteza? Wiara a nauki przyrodnicze

Bóg - niepotrzebna hipoteza? Skoro, jak sądzą dziennikarze (którzy przecież zawodowo znają się na wszystkim) oraz ludzie bardzo wykształceni i bardzo oświeceni, istnieje przeciwstawienie nauka - wiara (czyli, że w XXI wieku nauka oznacza postęp, a wiara w Boga oznacza ciemnotę i zabobon), to dlaczego trafiają się naukowcy wierzący w Boga? Gorzej: większość naukowców wierzy w Boga? Na Boga, dlaczego?! Nawet - o dziwo! - w "naukach społecznych" (które od zarania, a zwłaszcza w socjalizmie, prawdę mają za nic), nawet w tych "dyscyplinach twórczości ideologicznej" trafiają się naukowcy, którzy twierdzą, że jeśli zaneguje się istnienie Boga, to w istocie wtedy "niepotrzebną hipotezą" stanie się wszystko, a więc tym bardziej nauka. "I kto tu jest naiwny?" (jak Michel Corleone spytał Kay Adams, gdy ta oskarżyła go o naiwność, a jego ojca o robienie złych rzeczy, których nie robią "wielcy i porządni ludzie").
ks. Jan Twardowski, Łaską zdumiony. Moje szczęśliwe wspomnienia

"Moje szczęśliwe wspomnienia"... . Zagadka: tylko takie były, czy tylko takie spisane? Czy wszystko, co się w życiu dzieje jest szczęśliwe, czy też o nieszczęściach się zapomina lub ich nie wspomina? Zagadka do rozwikłania w spotkaniu z księdzem-poetą. Jedyna jego autobiografia.
Księga o aniołach

Anioły w religii (w religiach), w patrystyce, w filozofii, w dogmatyce, w sztuce, w życiu, a nawet - jakżeby inaczej - w internecie. Księga wielka tematem i rozmiarem. Encyklopedia anielska, ale - czy to nie zaskakujące? - choć wydana przez jezuickie wydawnictwo, to jednak bez imprimatur.
Kardynał Luis Antonio Gokim Tagle, Ludzie Wielkiej Nocy

Jeden z bardzo popularnych hierarchów Kościoła - kardynał Luis Antonio Gokim Tagle. Dla wielu nadzieja, że chorego i osłabłego ducha Europy ozdrowi wschodnia kuracja. Azja - dla jednych największe zagrożenie dla Europy, dla innych największa nadzieja dla europejskiej gospodarki i kultury. Czy również dla chrześcijaństwa?
Clive Staples Lewis, Cudy

Czy to byłoby cudem, gdyby przeciwnik chrześcijaństwa przyjął argumentację Lewis'a? Czy też byłoby to tylko zwycięstwo rozumu, logiki i racjonalnej argumentacji nad irracjonalną wiarą (antychrześcijańską)?
Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu, wydanie 1948

Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu, wydanie 1948, wydawnictwo "Łuk". Zabytek i świadectwo czasów. Książka wydana pięknie graficznie i jednocześnie fatalnie technicznie: nierówne cięcie arkuszy, lichy papier, który już stracił całkowicie biel. Marksa, Lenina, a zwłaszcza Stalina wydawano zgoła inaczej: tłoczone i złocone skóry, doskonały papier... . Ale czy - paradoksalnie - takie lekceważenie okazane św. Franciszkowi nie było najlepszą formą, jaką mogły przybrać historie o nim opowiadane i z nim związane? Czy święty Franciszek wydany pysznie, na wspaniałym papierze, z okładkami "w półskórku", a nawet cały w skórze, z tłoczeniami, złoceniami nie raziłby niestosownym przepychem, nieadekwatnym bogactwem? Oto krwawi dyktatorzy z piekła rodem pod bogactwem formy skrywali słowa i idee obłąkane, szalone i bezmyślne, a książka uboga prowadziła czytelnika do świata bożego. O mądrości autora nie decyduje przepych wydania, podobnie jak to nie szata zdobi człowieka. Banał, o którym niby każdy wie. Każdy? To dlaczego ciągle jest aktualne: "strzeżcie się fałszywych proroków (...) poznacie ich po owocach" (Mt 7,15)? I dlaczego trzeba mieć coraz większy i droższy samochód? Telewizor? Dom? Św. Franciszek wciąż uczy, wciąż zachwyca i porywa, ale wielu tylko niepokoi i drażni: ten Franciszek, głupi jakiś, czy co?! ©Antykwariat Domowy™
Pseudo-Dionizy Areopagita, Pisma teologiczne

Pseudo-Dionizy Areopagita, "Pisma teologiczne", czyli: "Hierarchia niebiańska", "Hierarchia kościelna", "Imiona Boskie", "Teologia mistyczna" oraz "Listy". Jako komentarz nasunęły nam się takie słowa Tomasza a Kempis: "Na cóż ci rozprawiać o Trójcy Świętej, jeśli brak ci pokory (...)? Bez wątpienia to nie wzniosłe rozmowy czynią człowieka prawym i świętym, lecz życie cnotliwe czyni go miłym Bogu. Wolę odczuwać skruchę, niż znać jej definicję.(...) Każdy człowiek z natury pragnie zdobyć jak największą wiedzę, lecz cóż warta jest nauka bez bojaźni Bożej? Pokorny wieśniak, który służy Bogu, jest bez wątpienia lepszy od pełnego pychy filozofa, co zaniedbując siebie, śledzi bieg gwiazd. Kto dobrze zna siebie - gardzi sobą, i nie ma upodobania w ludzkich pochwałach. Choćbym posiadł wszelką wiedzę, ale nie miał miłości, na cóż mi się to przyda przed Bogiem, który osądzi mnie z moich uczynków. Powściągnij zbyt żywe pragnienie wiedzy, znajdziesz tam tylko wielkie rozproszenie i wielkie złudzenie. (...) Wielość słów nie pokrzepia duszy, lecz święte życie orzeźwia ducha (...). Jeśli ci się zdaje, że dużo wiesz i dość dobrze rozumiesz, pamiętaj przecież, że to niewiele wobec tego, o czym nie wiesz. (...) Iluż gubi na świecie próżna nauka i zaniedbywanie służby Bożej... A ponieważ wolą być wielcy, niż pokorni, znikczemnieli w swych myślach (Rz 1,21). W dniu sądu nie spytają cię z pewnością, co czytałeś, ale co uczyniłeś (...)." Tak nam się nasunęło...
Henri Bergson, Dwa źródła moralności i religii

Krzysztof Michalski, Heidegger i filozofia współczesna

Autor, filozof, całe życie poświęcił próbie zrozumienia i wytłumaczenia filozofii Heideggera.
Bernhard Haring, Moralność jest dla ludzi

Tytuł jest wspaniały: "Moralność jest dla ludzi". A dla kogo była? Dla sosen szumiących na gór szczycie? Dla "pieseczków i koteczków"? Dla "lwa ryczącego i patrzącego kogo pożreć"? Książka jest owocem "posoborowej odnowy", czyli - jak głosi podtytuł - zawarta jest w książce "etyka chrześcijańskiego personalizmu". Egzystencjalizm, personalizm i na okrasę "chrześcijaństwo". Tak rodziła się w Kościele "nowa tradycja": "stara etyka" była zła, bo "była oparta na sztywnych zasadach formalizmu i legalizmu". No to wreszcie będzie nowa, nowoczesna, i będzie dobra, bo nie będzie "oparta na sztywnych zasadach", tylko "będzie zgodna ze współczesną koncepcją człowieka jako osoby obdarzonej wolnością i godnością" (cytat sugeruje, że Bóg - dając przykazania - nie dostrzegał "wolności i godności człowieka", ale mniejsza z tym, na szczęście są na świecie nowocześni, światli filozofowie). A nie można by tak od razu: raz a dobrze, czyli w ogóle bez zasad, nawet "niesztywnych"? Po co "Nie będziesz miał...", itd. i po co "nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię", i po co "bądź miłościw mnie grzesznemu". Nowoczesnemu, wolnemu człowiekowi, niech wystarczy jedna zasada, jedno przykazanie: "róbta co chceta!". I wolność rządzi, kurde!
Miłość i nicość. Z Władysławem Stróżewskim rozmawia Anna Kostrzewska - Bednarkiewicz

Dla kochających Kraków i filozofię syntetyczną XX wieku. Kraków w historii osobistej i w filozofii. Jak powiedział znajomy Antykwariatu: "byt jest, niebytu nie ma, a wiemy to wszystko dzięki filozofii". "Krakowski spleen".
Józef Tischner. Historia filozofii po góralsku. Książka i 4 kasety magnetofonowe

Gawędy z założenia krotochwilne, snute ku zadowoleniu miłośników Tischnera oraz miłośników folkloru góralskiego, ale - mimo tytułu - bynajmniej nie dla przekazania wiedzy z historii filozofii, która jest jedynie pretekstem do fantazji wygłaszanych gwarą, li tylko dla igraszki folklorystyczno-intelektualnej. Wydawnictwo "multimedialne": książce towarzyszą cztery kasety z tekstem czytanym przez autora i przez Stanisławę Trebunię-Staszel oraz z regionalnym akompaniamentem muzycznym.
bp Grzegorz Ryś, Pierwsze jest pierwsze

bp Grzegorz Ryś w kolejnej odsłonie ewangelicznej nowomowy. Już sam tytuł poraża głębią: jest absolutnie prawdziwy - jak każda tautologia. Tylko nic z niej - jak to z tautologii - nie wynika. Coś jakby elitarna, XXI-wieczna, wersja "koń, jaki jest, każdy widzi". Grzegorz Ryś powtarza ciągle, że Bóg nas kocha. Ale, nie wspomina - pewnie przez delikatność - że ta miłość jest wymagająca, że Bóg oczekuje od nas nawrócenia, odwrócenia się od grzechu, zaparcia się siebie i wzięcia krzyża. I, że jeśli grzechu nie porzucimy, to jednocześnie odrzucimy Jego Miłość. Że oprócz Bożej Miłości istnieje również Boża Sprawiedliwość, a czym ona jest, o tym poucza tradycja Kościoła. Niestety, tradycyjna nauka Kościoła zdaje się kłócić z religią dobrego samopoczucia, którą lansuje hierarcha. Czy bp Ryś czytał "Dzienniczek" św. Faustyny? Że Bóg mnie kocha - to oczywiste, ale czy ja kocham Boga? Kocham, to znaczy czy przestrzegam jego przykazań? Nie to, czy odczuwam rozkoszne, "mistyczne uniesienia", ale czy w codziennym życiu przestrzegam jego przykazań? Zbawienie nie jest automatyczne i bezwarunkowe. To zależy tylko od nas, od naszej woli i rozumu, czy czeka nas życie wieczne, czy wieczne potępienie. Z dwóch łotrów tylko jeden trafi z Jezusem Chrystusem do raju. Ale w towarzystwie kulturalnych ludzi o takich rzeczach - jak piekło - się nie wspomina. Jak w domu powieszonego nie mówi się o sznurze, tak w domu idących na zatracenie nie wspomina się o grzechu. Chrześcijaństwo bez krzyża. Taka ma być religia kościoła ekumeniczno-ekologicznego. Nowa ewangelizacja z nową "ewangelią". Wygodna, sympatyczna i szeroka jest droga, która prowadzi do zatracania i większość tą drogą kroczy, a raczej mknie, "posuwa suvami". W pogańskim świecie bożkowie są czczeni, bo mają służyć do polepszenia życia: do pomnożenia majątku, do życia w zdrowiu i dobrym samopoczuciu. Chrześcijanin natomiast ma naśladować Chrystusa, a więc służyć Bogu i służyć ludziom, bo to jest istota miłości chrześcijańskiej. Chrześcijanin żyje nie po to, aby mu służono, ale po to, aby on - w posłuszeństwie nakazom Bożym - służył swoimi talentami innym. A więc nie tylko głodnych karmił i przyodziewał nagich, ale i po to, by wątpiącym dobrze radził, strapionych pocieszał, nieumiejętnych pouczał, a grzeszących upominał. Nie zwodził oszukanym miłosierdziem, ale okazał im miłość prawdziwą, miłość Chrystusową poprzez troskę o zbawienie ich dusz. Bo nikt, kto nie wyrzeknie się grzechu, zbawienia nie dostąpi. Miłosierdzie Boże każdemu daje szansę, ale tak niewielu z tej szansy skorzysta. Może przez zwodzących na manowce nauczycieli?
ks. Józef Gaweł SCJ. 365 biblijnych recept na dobre życie. Z nadzieją na każdy dzień

Książka z 2007 roku. Wtedy wszystko wydawało się iść "szeroką drogą" ku świetlanej przyszłości. "Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej", coraz bardziej po "europejsku". Polscy, posoborowi księża przygotowywali się do kanonizacji Jana Pawła II i sycili się "małą stabilizacją". Co prawda ze świata, czyli tam, gdzie dobrobyt był jeszcze większy niż w "dynamicznie rozwijającej się Polsce", napływały niepokojące wieści o spadku powołań, o ubywaniu wiernych, o rosnącym zamieszaniu doktrynalnym, o wstrząsających aferach obyczajowych, o burzeniu kościołów, ale "nasza wieś zaciszna, nasza wieś spokojna". Dominujący Kościół posoborowy zdawał się być opoką. Wydawnictwa religijne puchły od ekumenicznej nowomowy, a w tym nauczaniu Kościół przestał jakoby być cierpiący, walczący i tryumfujący, a zaczął być "pielgrzymujący" i "ekumeniczny". Dobre życie na Ziemi miało znaleźć swoje przedłużenie w Niebie, gdzie mamy się spotkać wszyscy, bo Bóg jest miłością i jest miłosierny, więc wszystko wybacza (jakoś przemilczano fakt, że odmówienie istnienia Piekłu anihiluje jednocześnie Niebo, ale kto by tam zwracał uwagę na takie drobiazgi). Dla posoborowej części Kościoła w miłosierdziu pojmowanym jako nieograniczona pobłażliwość dla wszelkiej ludzkiej słabości (pojęcie grzechu też usunięto w trosce o postępowość doktryny) rozpuściła się całkowicie Boża sprawiedliwość. Nauczanie o Bogu karzącym zaczęto uznawać za nietakt i za dowód ciemnoty. Szczęście człowieka miało się realizować tu i teraz, na tej Ziemi, która przestała być "padołem łez i rozpaczy". "Dobre życie" oznaczało wygodne i spokojne życie doczesne. Posoborowa część Kościoła poczęła tworzyć religię "dobrego samopoczucia" - "dobrych relacji z Bogiem". No, skoro "piekła nie ma, to hulaj dusza". Zbudujemy raj na ziemi - ekologiczny raj na ziemi. I wszystkie elementy tradycji, które mogłyby psuć taki obraz, zaczęto - w trosce o nowoczesność i "dostosowanie do wymogów dnia dzisiejszego" - powoli usuwać. Z tradycyjnego nauczania Kościoła zaczęto wybierać tylko to, co byłoby do przyjęcia dla innych religii i światopoglądów. Głównym przykazaniem "ekumenizmu" stało się bowiem: "nie będziesz drażnił innych religii i światopoglądów". Zaczęto głosić ogólnoludzką wiarę w jakiegoś jednego boga, wspólnego dla wszystkich wyznań i religii, a pytanie o to jak można pogodzić wiarę w Boga W Trójcy Jedynego, w Ojca i Syna i Ducha Świętego np. z religią żydowską zaczęto traktować jako... źle postawione, ba! niestosowne pytanie! Zmieniono znaczenie "tolerancji" ze "znoszenia kogoś/czegoś" na "akceptację bez względu na charakter osoby/rzeczy/zjawiska". Tworzono religię "świętego spokoju" i dobrostanu doczesnego. Aż nagle przyszedł czas próby, "by się ujawniły zamysły serc wielu". Oto... ogłoszono "pandemię" i fałsz wielu sytych funkcjonariuszy "wiary" wyszedł na jaw spod zasłony (maseczki). Jakże wielu "światłych księży" - w owym czasie próby - zapomniało o "nie lękajcie się"! Zaczęto straszyć wiernych "jedyną chorobą" - "śmiertelną (bezobjawową) chorobą", tak, jakby do tej pory nie było znacznie groźniejszych i bardziej śmiertelnych chorób (chodzi o procent przypadków śmiertelnych wobec liczby zachorowań). Bolesny czas próby ujawnił też niszczący charakter soborowej zamiany Ofiary w "ucztę" i odwrócenia się plecami do Boga: skoro nie ma Ofiary, a jest ucztowanie, to każde zagrożenie fizyczne jest jedynie zakłóceniem uczty. Coś przerywa uciechę. Co więcej: zagrożenie, które przerywa "ucztowanie", kiedy jest postrzegane jako zagrożenie śmiertelne, staje się bezsensowne. Skoro posoborowa część Kościoła zrezygnowała z przewodzenia wiernym w drodze do życia wiecznego i przestała traktować Kościół jako znak nadziei na zbawienie duszy, to nic dziwnego, że ową utraconą nadzieję zaczęta pokładać w ziemskich środkach (maseczka, płyn odkażający, ba, nawet szczepionka, która jest produkowana z... nienarodzonych!...). Posoborowi kapłani, bez względu na miejsce w hierarchii, przemienili się w reprezentantów urzędu sanitarno-epidemiologicznego. Strach o "przerwaną ucztę" opanował do tego stopnia posoborową część Kościoła, że nawet przestraszono się święconej wody. Do tej pory to diabeł bał się święconej wody, ale "kowidianie" zaczęli straszyć nią wiernych. Zamaskowany kapłan tego nowego wyznania, dezynfekujący ręce przy ołtarzu-stole, udzielający komunii w gumowych rękawiczkach - na rękę... Czy może być bardziej dobitny dowód niewiary w głoszoną religię? Cóż, że ustami śpiewają: "Kto się w opiekę odda Panu swemu - A całym sercem szczerze ufa Jemu - Śmiele rzec może: Mam obrońcę Boga - Nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga. - Ciebie On z łowczych obieży wyzuje - I w zaraźliwym powietrzu ratuje; - W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie - Pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie" (Psalm 90 w tłumaczeniu J. Kochanowskiego), jeżeli serca mają struchlałe ze strachu. To do nich, do tej części Kościoła, która zaczęła budować "nową tradycję" dostosowaną do "współczesnego świata" odnoszą się wszystkie groźne słowa Jezusa Chrystusa o "grobach pobielanych", o kapłanach, którzy zapomnieli, że mają służyć Bogu, a nie ludzkim słabościom. Dzięki Bogu bramy piekielne nie przemogą Kościoła i są kapłani, i są też wierni, którzy nie przelękli się "jedynej obowiązującej choroby" i oddają chwałę Bogu w sposób właściwy i godny. "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mojego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów." (św. Łukasz 9,23-26). Bo celem człowieka bożego jest wielbienie Boga i troska o zbawienie duszy, a nie zabieganie o ziemskie uciechy. Tym katolicy różnią się od pogan, że nie przedkładają szczęścia doczesnego nad wieczne (które wszak dla pogan nawet nie istnieje: przecież "nasza wiara jest głupstwem dla Greków"). Czy 365 recept na dobre życie jest też zbiorem recept za zbawienie duszy? Jednym słowem czy recepty na "dobre życie" są receptami na dobre życie wieczne? Jeśli nie, to jaki mają sens, skoro nie dotyczą Królestwa Prawdziwego? "Bo królestwo moje nie jest z tego świata". I w tym związaniu z doczesnością posoborowa część Kościoła zdaje się również sprzeciwiać Swojemu Nauczycielowi. A dla "doczesnego człowieka" jeśli Kościół ma być jeszcze jedną częścią tego świata, to po co komu jeszcze jeden doczesny problem? Kościół ma sens tylko wtedy, kiedy jest "znakiem niezgody". A ci wszyscy, którzy chcą z Kościoła zrobić goniącego za nowinkami oportunistycznego i konformistycznego adoratora doraźnej doczesności i wykonawcę urzędniczych zarządzeń może wspomną na uczynione przez Stefana Kisielewskiego podsumowanie istoty zniewolenia: "problem nie w tym, że jest się w du..ie, ale w ty, że się w niej urządza."
ks. Robert Skrzypczak, Chrześcijanin na rozdrożu

Ksiądz Robert Skrzypczak opisuje z bolesną dokładnością XX-wieczny kryzys kościoła i Kościoła, po czym znajduje wytłumaczenie godne apologetów socjalizmu. Oto, gdy socjalizm sowiecki, a z nim PRL, rozsypywał się gospodarczo, militarnie i społecznie jego klęskę tłumaczono "wypaczeniami", a więc dowodzono, że socjalizm jest dobry, i że się sprawdził w teorii, i że teoretycznie jest ideałem, niestety w realizacji tego światłego ideału pojawiają się czasem "wypaczenia" i to te "wypaczenia" sprawiły, że socjalizm był tylko jeszcze jedną tyranią, dyktaturą uspołeczniającą nędzę, ból i cierpienie. Raj na ziemi (dla wybranych) był piekłem (dla reszty), ale to nie wina teorii, tylko błędnej praktyki i knowań wrogów socjalizmu... i tak dalej w tym duchu. Podobnie i ksiądz Skrzypczak - "nie widzi słonia w menażerii" i z uporem przekonuje, że Sobór Watykański II był zbawieniem dla kościoła/Kościoła. A, że na skutek narzucania wiernym soborowych, "reformacyjnych" unowocześnień "po Kościele rozszedł się smród szatana", to nie wina porzucenia Tradycji Kościoła Katolickiego, ale wina "wypaczeń" w realizacji postępowych, soborowych idei. Soboru będziemy bronić jak socjalizmu i skutek będzie ten sam: odwrócenie się od rzeczywistości. A jeśli tą rzeczywistością jest Bóg, to katastrofalny efekt takiego odwrócenia i buntu jest tym bardziej pewny. "Mają oczy, a nie widzą...". Skoro nie widział tego ks. Skrzypczak w 2011 roku, to może wreszcie przejrzał w 2021? Może spostrzegł, że posoborowy kościół/Kościół, który zgodnie z doktryną "ekumenizmu" zaparł się bycia Kościołem walczącym, cierpiącym i tryumfującym, by - "nie wadząc nikomu" - ogłosić się "kościołem pielgrzymującym", stał się na koniec "kościołem bojącym"? W trosce o dobrostan doczesny przestraszył się święconej wody, Ciała Pańskiego i wiernych i wreszcie zastąpił wezwanie Jezusa Chrystusa wezwaniem służb sanitarnych: "przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy... zaszczepieni jesteście". Tylko komu i po co potrzebna jest jeszcze jedna organizacja powtarzająca w duchu ślepego posłuszeństwa urzędowe komunikaty i nakazy? Odpowiedź: poganom, którzy dla spokojnego i dostatniego życia potrzebują trochę "zaczynić, by uchronić się przed lichem" i "by było zdrówko, bo zdrówko najważniejsze". Tylko, że "Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne". (List do Galatów, 6,8)
Stanisław Klimaszewski MIC, Bóg i wiara w przykładach i anegdotach

Słowa świętych, a obok cytaty z heretyków, bluźnierców, pogan, a nawet dewiantów. Coś jak szyderczy "Złoty łańcuch" św. Tomasza, bo upleciony zgodnie z "nakazami współczesności": by dostosować rzeczywistość nadprzyrodzoną do świata. Coraz słabiej brzmi u wyznawców posoborowej nauki, że "królestwo Moje nie z tego świata" - "Jam zwyciężył świat". W imię "ekumenizmu" zakrywana jest prawda, że "świat, to przestrzeń publiczna wroga Bogu". Książka może sprawić wrażenie chaotycznej zbieraniny, której jedynym celem jest uzasadnienie modernistycznego przymusu, by uznawać wszystkie poglądy religijne za równoważne (oczywiście z wyjątkiem tradycji katolickiej, która ma być zakazana). Każdy pogląd jest dopuszczalny, nie ma prawdy, nie ma fałszu. A zatem: co jest? Wygląda tak, jakby główną troską "kościoła nowego adwentu" było wykręcenie się od obowiązków, jakie nałożył na swych uczniów Jezus Chrystus. Oto bowiem ogromny wysiłek wkłada posoborowy Kościół w to, aby zapoznać i zakryć przed wiernymi Boże nakazy, które wymagają od nich jednoznacznego oddzielania prawdy od fałszu i wytrwałego służenia prawdzie - bezwzględnie i do końca ("niech mowa wasza będzie: Tak, tak; nie, nie", "Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie"). Hierarchowie, którzy przyjęli posoborową doktrynę, jak kapłani oskarżani przez Jezusa Chrystusa, odwracają się od niego (czym innym jest stanięcie placami do tabernakulum?) i, aby zakryć swoje przejście na stronę "świata", zmuszają wiernych, by ci nabrali przekonania, że w zasadzie powinni, jeśli nie wstydzić się swej wiary, to przynajmniej "taktownie" zachować ją jako sprawę czysto prywatną - prywatne "uczucie". Tylko co począć z nakazem Zbawiciela, by jego uczniowie nawracali "błądzących w ciemności": pogan, żydów, heretyków,... ("Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody")? Oto religijny ewenement w dziejach świata: posoborowa religia, która uczy, że inne religie są równie dobre, a nawet czasem lepsze! Tylko po co komu taka religia? Jaki sens ma religia, która sama siebie neguje? A sprawa nie jest błaha, bo tu nie chodzi o te, czy inne poglądy, tylko o to - jak to ujął O. Bonawentura - "czy się będzie zbawionym, czy potępionym". Co prawda nowoczesna religia, ustami "kapłanów nowej ewangelizacji i miłosierdzia" naucza, że nikt nie będzie potępiony, bo "piekła nie ma", ale chyba roztropniej przyjąć jednak naukę, którą Kościół głosił przez dwa tysiące lat i przypomnieć słowa Syna Bożego, że "tego, kto się mnie wyprze przed ludźmi, i ja się wyprę przed moim Ojcem, który jest w niebie", szczególnie zwracając uwagę piewców "ekumenicznego" dogmatu o wszechogarniającym i bezwarunkowym miłosierdziu na następujące zaraz potem słowa Zbawiciela: "Nie sądźcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem i córkę z jej matką, a synową z teściową. I nieprzyjaciółmi człowieka będą jego domownicy. Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godny. I kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godny. Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za mną, nie jest mnie godny. Kto znajdzie swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je. Kto was przyjmuje, mnie przyjmuje, a kto mnie przyjmuje, przyjmuje tego, który mnie posłał." (Mat.10:32-42). Zaiste: to nie jest sprawa "poglądów" i "wolności sumienia" - tu chodzi o życie. Życie wieczne. Z Bogiem lub w potępieniu.
Opinie o produkcie (0)
