Perfect, czyli Doskonały. Tak nazwano zespól rockowy. Zgodnie z duchem czasów: skoro naczelna gazeta sowieckiej propagandy nazywała się "Prawda", to dlaczego PRL-owska kapela miała sobie oszczędzać? Jeden z głównych "wentyli" - jak wówczas określano wszystkie działania, które w stanie wojennym miały upuścić z młodzieży nadmiar napięcia hormonalno-ideologicznego i skierować jej energię na podskakiwanie i pokrzykiwanie na koncertach. A młodzież? Cóż, zawsze da się nabić w butelkę, wystarczy jej tylko trochę pofolgować, a już myśli, że przewodzi awangardzie bojowników o wolność. A więc podskakiwały biedne dzieci PRL-u w rytm "Chcemy być sobą" i krzyczały, przekrzykując refren, że "chcemy bić zomo". Poskakali, pokrzyczeli, popili, popalili trochę "zioła", ale żadnego ZOMO rzecz jasna nie pobili. A za kilka lat, kiedy PRL przekształcił się w "III Rzeczpospolitą", ci sami, którzy w stanie wojennym czuwali nad młodzieżą, nad "wentylami" i nad ZOMO, przestali się nazywać "towarzyszami" i już jako "autorytety moralne" dobrali sobie najbardziej cynicznych z byłych "młodych gniewnych" i teraz wspólnie, w "wolnej Polsce", dalej montują nowe "wentyle" i dalej doją dzieci, które - jak ich rodzice - dalej dają się otumanić rytmem, krzykiem i oczadzone dymami ze sceny myślą, że to wszystko naprawdę, i że to jest "wolność". Stan idealny i wymarzony przez mistrzów kukiełek: kiedy marionetki wierzą w to, że są wolne i same pilnują, żeby żaden ze sznurków nie wypadł z rąk władców lalek.