Dawno, dawno temu, kiedy młodzież czytała książki, przygody Pana Samochodzika należały do lektur zwyczajowo obowiązkowych. Czytelników wciągała sensacyjna intryga, a Pan Tomasz, detektyw amator, budził sympatię bo - choć był dorosłym mężczyzną - to jednak myślał i działał jak kilkunastoletni czytelnicy jego przygód. Książki były zatem doskonale dla nich zrozumiałe, a zachowania bohaterów naturalne. Świat był prosty, dobro zwyciężało, a złoczyńcy również nie przekraczali granic przyzwoitości. Nie byli to zwyrodniali psychopaci i socjopaci, tylko "normalni" ludzie, którzy - powodowani dosyć pospolitą chęcią szybkiego wzbogacenia się - wybrali ścieżki występku, a nie solidnej, uczciwej pracy (ale zawsze była szansa na ich powrót do uczciwego i przyzwoitego życia). Przygody były opisane językiem prostym, w istocie gazetowym, takim, jakim pisano artykuły w prasie harcerskiej i młodzieżowej tamtych lat. Niby nic wielkiego, ot, popularne pisarstwo dla PRL-owskiej młodzieży (bo przecież mimo wszystko jednak nie literatura), a wszak w porównaniu z przekazami, którymi karmią się oczy i umysły współczesnych nastolatków wyżyny rzemiosła pisarskiego, dobrego smaku i kultury, nie tylko językowej. Książka, która bawi, a nie szkodzi, czy deprawuje (jakże dziwna, a przecież nie zaskakująca współcześnie, rekomendacja). Ale jak długo jeszcze? Tylko patrzeć, jak Pan Samochodzik, który radził sobie bez problemu z PRL-owską cenzurą, jako przedstawiciel świata tradycyjnych ról społecznych, polegnie w starciu z cenzorami zwalczającymi "język nienawiści" i strzegącymi "poprawności politycznej". Skoro rewolucyjni twórcy nowego porządku "dostosowują do wymogów współczesności" Agathę Christie, to niby dlaczego mieliby uszanować Zbigniewa Nienackiego? Trzeba by zacząć od tego, że nie "Pan Samochodzik", tylko "Niebinarne Płciowo Zwierzę Ludzkie Ekologiczny Pojazd O Napędzie Elektrycznym", a dalej pójdzie już jak z płatka...