- COMMODORE 64
- Książki
- Literatura dziecięca i młodzieżowa
- Rozkosze ciała
- Literatura zagraniczna
- Audiobooki
- Literatura polska
- Varsaviana
- Filozofia, socjologia, psychologia, religia...
- Kryminał, sensacja, groza,...
- Obcojęzyczne
- Podręczniki i pomoce naukowe
- Świat i przyroda
- Słowniki i encyklopedie
- Sztuka
- Outlet intelektualisty
- Biznes
- Historia
- Militaria
- Komiksy
- Pocztówki, plakaty
- Płyty winylowe i CD
- Kasety magnetofonowe
- Muzyka DVD
- Filmy
- VHS
- Audio Hi Fi
- Modele, modelarstwo i zabawki
- Elektronika sentymentalna
- Różne sprzęty i zegary
- Grafiki, obrazy, rysunki, numizmaty
- Ręczne hafty i zabawki naturalne
- Zamówienia Specjalne
- Nowości
- Promocje
O odnowie życia zakonnego i kierownictwie duchowym. Niepublikowane listy Thomasa Mertona
Opis
O odnowie życia zakonnego i kierownictwie duchowym. Niepublikowane listy Thomasa Mertona. Wybrał i opracował Brat Patrick Hart.
Wydawnictwo M, Kraków 2009. Stron 596. Okładka miękka. Książka nowa.
Produkty powiązane
Jim Forest, Thomasa Mertona życie z mądrością. Biografia
Biografia wydana w czterdziestą rocznicę śmierci Mertona - drugie wydanie. Recenzenci piszą, że jest to "napisana z miłością" "przedmowa do życiorysu jednego z najbardziej niezwykłych mnichów wszech czasów". Tylko czy Mertona trzeba reklamować stosując poetykę "marketingu nachalnego", gdzie każda sprzedawana rzecz jest reklamowana jako "osiągnięcie wszech czasów"?
John Howard Griffin, Za głosem ekstazy. Pustelnicze lata Thomasa Mertona.
Autor też idzie za głosem ekstazy: książka jako świadectwo oczarowania mnichem, który publicznie, jako pisarz, nie używał swego imienia zakonnego i - będąc pustelnikiem - prowadził tak ożywione życie towarzyskie (goście, podróże, korespondencje, pisarstwo,...), że starczyłoby na kilka zgoła normalnych, potocznych żywotów.
Thomas Merton, Księga godzin
Jeszcze jedna książka, która zawdzięcza swoje powstanie czcicielom Mertona. Tym razem pomysł i opracowanie jest owocem zachwytu, jaki żywiła do niedoszłego pisarza (który chciał być mnichem) i do nieuformowanego mnicha (który chciał być pisarzem) jego gorąca wielbicielka z Nowego Jorku (według nomenklatury nowych czasów: jego "fanka"). Książka jest więc jeszcze jednym zbiorem cytatów, tym razem wybranych z myślą, by posłużyły jako zastępnik tradycyjnej liturgii godzin (czyli, jak pisze wydawca "horarium").
Henri J. M. Nouwen, Spotkania z Mertonem
Tym razem książka nie Mertona, ale o Mertonie - rzecz jasna pełna podziwu. Na stronie 49 cytat przypominający, że Mertonowi uwagę na mistyczną tradycję chrześcijaństwa ('Wyznania św. Augustyna', 'Naśladowanie Chrystusa') zwrócił hinduski mnich. Polska literatura dla dzieci też zna takiego bohatera, który po calutkim szukał świecie, tego co jest bardzo blisko...
Thomas Merton, W stronę jedności. Dzienniki i pisma z Alaski
Zapiski z końca życia pustelnika, który nie mógł żyć bez światowych spraw i szukał pełni samotności w zajmowaniu się aktualnymi sprawami politycznymi, żył sztuką, literaturą, ożywioną korespondencją, a pełni chrześcijaństwa szukał na Dalekim Wschodzie.
Thomas Merton, Rozmowy z milczeniem. Modlitwy i rysunki.
W podtytule zawiera się treść cała: Thomas Merton zwraca się do Boga - modli się, a swoje osobiste modlitwy ozdabia własnymi grafikami. Jest to zbiór kilkudziesięciu krótkich cytatów, zaczerpniętych z 20 książek napisanych przez Mertona.
Thomas Merton, W natarciu na niewypowiedzialne
Kilkanaście esejów, zbiorów myśli, prób poetyckich, uwag i skojarzeń na różne tematy, które pojawiały się w XX-wiecznej wyobraźni masowej. Dodatkowo grafiki autora jako ilustracje.
Thomas Merton, Aby odnaleźć Boga
Aby odnaleźć Boga. Życie jest poszukiwaniem Boga. Jest drogą, jest podróżą, jest podążaniem za wezwaniem serca, jest wędrówką wzbudzaną tęsknotą za szczęściem, dobrem, prawdą, pokojem. Bóg, czyli wszystko za czym tęskni każda dusza. Nawet tych, którzy przekonują, że ani duszy, ani Boga nie ma. Może nawet ich dręczy taka tęsknota najbardziej? Jak zauważył pewien zaprzyjaźniony czytelnik książka nasuwa jedno zaskakujące spostrzeżenie: tyle myśli o Bogu, a w zasadzie brak myśli o Jezusie...
Thomas Merton, Czesław Miłosz, Listy
"Ludzie listy piszą" do siebie, a potem - bywa tak czasem - inni je czytają (choć czytanie cudzych listów było zawsze nagannym zachowaniem). Tymczasem korespondujące sławne osoby piszą (podobno) zawsze ze świadomością, że to, co intymne u zwykłych ludzi, u nich stanie się publiczne z konieczności. Stąd i inny, niż u zwykłych śmiertelników, charakter listów: pisane są bardziej z myślą o autoprezentacji niż o komunikacji. Jak pamiętnik, ale - poprzez zaadresowanie do konkretnego odbiorcy - są czymś na kształt "pamiętnika spersonalizowanego". Znajomość, świadomość odbiorcy ma wpływ na treść refleksji i sposób czynionych zwierzeń. Bardzo ciekawy rodzaj pisarstwa. W tej książeczce "listy piszą": mnich szukający wybawienia przed "duchem amerykańskim" i poeta umykający przed "duchem sowieckim". Pierwszy kroczy drogą, która jest prawdą i życiem - drogą ku światłu, co zdaje się mu być drogą "na wschód". Drogi przeciwnie, jego droga prowadzi "na zachód" - ale tym samym jest drogą ku światłu gasnącemu. Czy (a jeśli tak, to jak) przetną się ich drogi? Dojdzie do spotkania? A może do zderzenia? A może się miną? Natomiast czytelnik - jak w wierszu Tadeusza Śliwiaka - może "biec w obie strony równocześnie".
Thomas Merton, Droga Chuang Tzu
Chrześcijański mnich filozofuje i mistycyzuje oczarowany Tao.
Thomas Merton, Mistycy i mistrzowie zen
Słynny mnich trapista o wschodnich tradycjach kontemplacji, albo jakie pożytki można odnieść, gdy się "mistycyzuje co nieco" (Przybora Jeremi).
Thomas Merton, Rok z Thomasem Mertonem
Podtytuł: "Codzienne medytacje". Wyimki z dzienników Thomasa Mertona, przypisane przez wydawcę kolejnym datom w roku (jeśli to są wyimki, to autor chyba starał się zapisać większość zdarzeń i myśli swego życia). Wyimki mają pomóc miłośnikom Thomasa Mertona "rozpocząć naukę w szkole własnego życia".
Andrzej Bobkowski, Aniela Mieczysławska, Listy 1951-1961
Bobkowski do Mieczysławskiej, 20 marca 1958 roku: "Literatura literaturą, a forsa forsą i w końcu to ostatnie ciekawsze od literatury. Ja jestem bardzo przytomny facet, proszę pani, i mnie literacko nie wydyma. Zostawiam to dobremu kapuśniakowi." (s.113) Jednym słowem, jak pisze wydawca, "Bobkowski jest epistolografem radykalnym, (...) czyni dyskurs (...) niemal intymnym, bo nawiązać z kimś kontakt to zbliżać się do niego (...) mówić o sobie coraz więcej." I rzeczywiście, w książce jest znacznie, znacznie więcej.
C. S. Lewis, Listy starego diabła do młodego
Jedna z najsłynniejszych książek o złu (i złym) "w świecie stworzonym przez Boga". Wciągająca i - w pewien sposób - odpychająca zarazem. Co sprawia, że zło zdaje się atrakcyjne, fascynuje? Zwłaszcza, że zawsze w efekcie prowadzi do destrukcji, zniszczenia, bólu, cierpienia wszystkich, którzy mu ulegli i "zaufali".
Epikur, Listy, maksymy, sentencje
Zbiór dzieł Epikura, który łącząc wykłady filozoficzne z błyskotliwymi sentencjami i maksymami tworzy plastyczny wizerunek jednego z najsłynniejszych filozofów starożytności.
Józef Bocheński OP, Listy do ojca. Prywatna korespondencja
Prywatne listy, a więc czasem zaskakująco osobiste, intymne. Sprawy ogólne i historyczne nabierają w tym ujęciu niezwykle wymownego i niepowtarzalnego wyrazu. Już opracowanie i wydanie tej korespondencji budziło pewne kontrowersje. A cóż dopiero lektura. Ale rzecz wyjątkowa - zwłaszcza jak na obecne standardy upubliczniania prywatności - przez swą kulturę i horyzonty. Świadectwo czasu, świata i ducha minionego.
Lem Mrożek Listy
Książka uniwersalna - dla każdego czytelnika: dla miłośnika Lema, dla miłośnika Mrożka, dla miłośnika Listów Wielkich Ludzi, dla miłośnika historii najnowszej, dla miłośnika pięknej polszczyzny codziennej... Jeden tom, a jakże uniwersalny!
Mark Twain, Listy z Ziemi
Jeszcze jedna książka (tym razem bardzo mała i bardzo znana) o Szatanie i jego wizji świata. Oczywiście szydercza i ironiczna. A czego można się spodziewać po czystej inteligencji, która wielbi samą siebie i nie chce nikomu służyć?
Panie Profesorze Einstein, Alberta Einsteina listy do i od dzieci
13 marca 1947 roku Peter z Chelsea w stanie Massachusetts napisał: "Szanowny Panie, byłbym bardzo wdzięczny, gdyby zechciał mi Pan powiedzieć, czym jest Czas, czym jest Dusza i czym są Niebiosa. Dziękuję, Peter." Ciągle ta sama złudna nadzieja: że jak ktoś się zna na czymś i jest słynny, to zna się na wszystkim i ma na wszystko odpowiedź. List pozostał bez odpowiedzi. Możliwe, że wówczas Einstein nie wiedział co odpowiedzieć - teraz już wie i może rozmawiają sobie właśnie na te tematy z Peterem?
Platon, Listy
Książka konieczna dla wszystkich zainteresowanych filozofią Platona - przy okazji bardzo osobiste świadectwo bolesnych doświadczeń z Syrakuz. Pouczająca lektura dla idealistów wierzących w możliwość cywilizowania polityków oraz w przydatność filozofii dla tej misji.
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Listy do Bronisława Malinowskiego
Jak w tytule. Sensacja wydawnicza z 1981 roku.
Stanisław Lem, Listy albo opór materii
Listy na każdy temat. Od utarczek z urzędnikami po dywagacje natury filozoficznej. Oczywiście w obu wypadkach różni adresaci.
Wolter, Listy i Powiastki filozoficzne
Autor uchodzi za sztandarowego przedstawiciela racjonalizmu oświeceniowego i, jak przystało na intelektualistę-wolnomyśliciela, był dworakiem bezkrytycznie zakochanym i adorującym najbardziej tyrańskie monarchie europejskie (Prusy i Rosję - miłość intelektualistów francuskich do rosyjskiej, a potem sowieckiej tyranii, ma swoją długą tradycję).
Andrzej Bobkowski, Tobie zapisuję Europę. Listy do Jarosława Iwaszkiewicza 1947-1958
Listy polskiego pisarza do PRL-owskiego pieczeniarza.
Thomas Merton, Doświadczenie wewnętrzne
Thomas Merton, Doświadczenie wewnętrzne. Podtytuł: Zapiski o kontemplacji. Wydawca reklamuje książkę jako ostanie wielkie dzieło Mertona. Gdybyż każdemu dane było kończyć życie w kontemplacji rzeczy najważniejszych, ale cóż, tyle jest do roboty każdego dnia, tyle spraw, które koniecznie, ale to koniecznie trzeba załatwić, tyle telefonów "wykonać", tyle obejrzeć... . Nie wiadomo w co ręce wsadzić, a tu jeszcze jakieś "ćwiczenia mistycyzujące"! Świat woła, a tu "trzeba wejść do izdebki". Petroniusz by powiedział: "to nie dla mnie"... Autor staje przed zadaniem karkołomnym: stara się upublicznić wiedzę na temat najbardziej wewnętrznego i osobistego doświadczenia, z istoty swojej nieprzekazywalnego i niewyrażalnego środkami potocznymi. Może poezja? Ale Merton poetą w tej książce nie jest. Oto wykład na temat kontemplacji.
Przetrwanie czy proroctwo? Listy Thomasa Mertona i Jeana Leclerca
Dwóch mnichów i 18 lat korespondencji. W tle Sobór Watykański II, hinduizm, buddyzm, pisanie, polityka i politykowanie,... . Jakże inny duch, niż w "Naśladowaniu Chrystusa".
Thomas Merton, Nikt nie jest samotną wyspą
Życie bez Boga nie ma sensu - czego najsłynniejszym podsumowaniem jest myśl Dostojewskiego, że "jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno". Z drugiej strony życie z Bogiem jest ciągłym zmaganiem się samym sobą - "jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje". I nie ma "trzeciej strony". Albo albo. Nie ma wersji soft: albo bezsens, albo droga pod ciężarem krzyża. Merton próbuje powiedzieć, jak mamy "jeden drugiego brzemiona nosić", by droga na Golgotę była "wypełnieniem prawa Chrystusa", czyli wypełnieniem najważniejszego, po nakazie miłości Boga, nakazu: przykazania miłości bliźniego. Miłość jest ofiarą - ofiarą za kogoś, bo nikt nie jest samotną wyspą. Trudno to pojąć, pławiąc się w uciechach i udogodnieniach, jakimi zniewalają rentierskie społeczeństwa dobrobytu, ale nic dziwnego: przecież "królestwo moje nie jest z tego świata".
Thomas Merton, Aby odnaleźć Boga. Antologia
"Kto ma Boga, temu sam Bóg wystarcza". A jeśli nie ma, to czy braki uzupełni albo wypełni Merton? W jakim stopniu Dobra Nowina jest "niekompletna"? W jakim stopniu potrzebuje "uzupełnienia" z buddyzmu, z Freuda i z tysięcy innych idei, ruchów, nurtów przewalających się po świecie? A może jednak jest kompletna? Może jednak Chrystus powiedział wszystko, co miał powiedzieć, nauczył wszystkiego, co miał nauczyć i zamiast tracić czas na czytanie różnych bardzo ciekawych i bardzo ważnych rzeczy wystarczy otworzyć Biblię? Kto z poszukujących Boga przeczytał całą Biblię? Kto z poszukujących Boga sięga po Biblię codziennie? Kto z poszukujących Boga szuka Boga w Biblii? Kto ucieka się do Biblii w chwilach, gdy gubi sens życia? Kto z czytających Mertona przeczytał całą Biblię? Czy można być zakochanym w Mertonie bardziej niż w Zbawicielu? "Kto nie ma w nienawiści...".
Thomas Merton, Nowy posiew kontemplacji
"Nowy posiew kontemplacji", czyli wiara i religia według Mertona - wersja druga (bo najpierw oczywiście był "Posiew kontemplacji").
Jan Twardowski, Kilka myśli na Wielkanoc
Jeszcze jedna książka - w zasadzie książeczka - księdza Jana Twardowskiego z serii "Kilka myśli..." . Dla zabieganych, zapracowanych, dla wszystkich, którzy mają mało czasu na czytanie - ale znacznie więcej na myślenie (w samochodzie, w autobusie, na ulicy, na spacerze z psem... jest wszak tyle okazji na myślenie - nie trzeba ciągle "miziać" palcem po telefonie)
Matka Teresa. "Pójdź, bądź moim światłem", prywatne pisma Świętej z Kalkuty
Łaska wiary nie jest biletem do przyjemnego i wygodnego życia. A nawet więcej, znacznie więcej: nie ma zbawienia bez Krzyża. Nie ma zbawienia bez cierpienia i opuszczenia, nie ma zbawienia bez przeżycia słów Psalmu 22 "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?", wyszeptanych przez Chrystusa przed zgonem. Ekonomiczna religia potoczna buduje obraz wiary jako transakcji: "ja dam swojemu bogu modlitwę, swój czas i swoje pieniądze, a w zamian dostanę powodzenie życiowe - a jak nie, to mnie taki bóg nie interesuje i znajdę sobie takiego boga, który doceni moje poświęcenia". Tak przemienia się Boga Ukrzyżowanego w "boga dobrego samopoczucia" (ks. Piotr Pawlukiewicz). Książka jest świadectwem, że wiara w Chrystusa to nie wiara w długowłosego hipisa nucącego sentymentalne piosenki przy wtórze gitary i fletu, ale że wiara jest walką o Jego naśladowanie - czyli, że prowadzi do ofiary z własnego życia: "jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje" (Łk 9, 23). Książka jest też świadectwem świętości, bo "nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13).
Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu
Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu, czyli miłość, czystość i ubóstwo - jako środki, nie jako cel. Jako droga do pełnej wolności, do szczęścia przeznaczonego dla człowieka. Słodkie jarzmo. To był wiek XIII. A wiek XXI? Seks i chciwość zaspokajana z kredytu. Nie ma drogi, jest tylko tu, teraz i wszystko od razu. To nie znaczy, że nie ma drogi - znaczy jedynie, że kredyty nie pozwalają się nigdzie ruszyć, chociaż podróżuje się po świecie Ciekawe pytanie o wolność - któż bardziej wolny: św. Franciszek, który nie miał nic, więc miał cały świat, czy współczesny Franciszek, wystrugany z reklamy telewizyjnej, ulepiony z gazetowej mody, który ma SUV'a (na kredyt - 5 lat) i apartament (na kredyt - 35 lat)? A jedyna droga jaką zna, to jest droga w SUV'ie do "firmy", do której jeździ, bo trzeba spłacać raty za SUV'a... . Aż, któregoś dnia, z jakiegoś powodu, przestaje się jeździć do "firmy" i... szczęście prawdziwe, jeśli się trafi wówczas na "Kwiatki świętego Franciszka". Bo SUV'y i "firmy" przemijają - wcześniej czy później. Święty Franciszek cieszy się wiecznością. Zwłaszcza w takim solidnym i eleganckim wydaniu ma większe szanse na walkę z działaniem upływającego czasu.
Thomas Merton, Mądrość pustyni
Apoftegmaty Ojców Pustyni w wyborze i opracowaniu Thomasa Mertona i z jego wstępem. Bardzo ciekawe i pouczające jest zestawienie erudycyjnych, zanurzonych we współczesnej kulturze popularnej, dywagacji XX-wiecznego "pustelnika" z lakonicznymi, zwięzłymi i zaskakująco prostymi myślami pustelników z IV wieku (wstęp Mertona to 1/4 objętości książki).
Jean-Baptiste Saint-Jure SJ, Zaufanie Opatrzności Bożej
Podtytuł: "Źródło pokoju i szczęścia". To takie proste: nie będzie ani pokoju, ani szczęścia, jeśli nie ma zaufania Ojcu. Koniec, kropka. Tylko tyle i aż tyle. Proste. To dlaczego jest takie trudne? Może po lekturze tej małej książeczki przynajmniej część trudności zniknie? Autor by powiedział: "módlmy się, by tak się stało". Wszystko, co było aktualne na przełomie XVI i XVII wieku (kiedy żył autor), jest aktualne również dzisiaj, bo było takim od początku - od pierwszego dnia stworzenia.
Józef Augustyn SJ, O życiu duchowym i modlitwie
Józef Augustyn SJ naucza o życiu duchowym i modlitwie odpowiadając na pytania uczestników skupień i rekolekcji. Jest to poradnik, który powstał dzięki zaangażowaniu osób świadomie poszukujących sensu i prawdy. Jednym słowem droga wiary jako droga codzienności.
Włodzimierz Zatorski OSB, Dziesięciokrąg
Benedyktyńska recepta na sensowne i szczęśliwe życie. A że każde życie kończy się śmiercią, więc nic dziwnego, że starania i modlitwy o dobre życie powinny być zwieńczone zrozumieniem sensu modlitwy "o dobrą śmierć".
Joseph kardynał Ratzinger, Eucharystia. Bóg blisko nas
Ojciec Święty Benedykt XVI. Zapis kazań i rozważań wygłoszonych przy różnych okazjach, a dotyczące jednego tematu: Eucharystii.
Mnich Zakonu Kartuzów, Szkoła ciszy
Cisza - tylko w niej można usłyszeć to, co ważne. Bo prawda, dobro, sens życia to dary ciszy, tylko ciszy. Cisza, samotność, modlitwa. To oczywiste - przecież tak żyje współczesny człowiek, niestrudzony i pokorny poszukiwacz prawdy...
Anselm Grun. Sercem i wszystkimi zmysłami
Podtytuł: "Refleksje na każdy dzień roku". Bestseller. Książkę napisał słynny mnich benedyktyński, ale jego refleksje - choć przypisane konkretnym datom - nie są związane z czytaniami przewidzianymi na owe dni. Może dlatego książka nie ma imprimatur?
Bp Grzegorz Ryś, Mandatum. To czyńcie na moją pamiątkę
Protestancki celebryta występujący publicznie jako hierarcha kościoła katolickiego (zawsze w nowych strojach - miłośnik kolorowych wdzianek w stylu szat liturgicznych). W tym dziele spragniony odnowienia ducha czytelnik znajdzie ekumeniczne rozważania na temat miłości bliźniego.
bp Grzegorz Ryś. Rekolekcje. Modlitwa, post, jałmużna
Biskup naucza o "trzech filarach chrześcijańskiego życia", ale książka bez imprimatur, więc gdyby nie literki "bp" mógłby ktoś pomyśleć, że są to prywatne refleksje "pana Grzegorza Rysia".
Grzegorz Ryś, Stało się słowo
Grzegorz Ryś (tym razem bez tytułu "bp") i zapis jego adwentowych rekolekcji z 2009 roku. Wydali dominikanie, ale niezobowiązująco, bez imprimatur, ot tak, żeby sobie poczytać jakby co, w wolnej chwili, czy coś.
Gabriel Bunge OSB, Modlitwa ducha
Podtytuł "Studia o traktacie De oratione Ewagriusza z Pontu". Ewagriusz z Pontu stał się w ostatnich latach, razem z Hildegardą z Bingen, kimś w rodzaju "celebryty chrześcijańskiego". Książka G. Bunge pozwoli zrozumieć, czy niewątpliwa moda, jak zapanowała na obie postacie, jest tylko chwilowym zaspokajaniem potrzeby nowości, czy też prowadzić może do odkrycia zapoznanych i zapomnianych wartości ich pism. Pokazuje jednocześnie, jak wielkie dziedzictwo starożytności i średniowiecza zostało zmarnowane przez kult "postępu", również w religii.
Klaus Militzer, Historia zakonu krzyżackiego
Niemiecki historyk pisze niemiecką historię niemieckiego zakonu - odwiecznego obrońcy spokojnego bytu pokojowych i łagodnych Niemców (obrońcy przed polskim zagrożeniem rzecz jasna). Naród niemiecki zahartowany w walce z polskim zagrożeniem dał światły przykład Europie i gdy przyszedł czas, by obronić ją przed nazistami, stanął w pierwszym szeregu wyzwolicieli. Do dzisiaj nie ma większych bojowników z "nazizmem i faszyzmem" niż miłujący pokój ponad wszystko niemieccy spadkobiercy krzyżackiej tradycji. Skoro można "filozofować młotem", to tym bardziej można tak pisać historię. W ogóle wszystko można robić w dobrym, niemieckim stylu: młotem.
Włodzimierz Zatorski OSB, Komentarz do Reguły św. Benedykta
Benedyktyn wyjaśnia sens życia według reguły swojego Mistrza. Droga duchowa, na którą wejść może każdy - nie tylko mnich - kto szczerze poszukuje prawdziwego szczęścia.
Tomasz a Kempis, Naśladowanie Chrystusa
Można nic w życiu nie przeczytać i można jakoś żyć. Ale, jeśli "jakoś" nie wystarcza, to trzeba tę książkę przeczytać, a nawet więcej: trzeba ją czytać. Bo bez czytania, a nie tylko przeczytania, nie ma co marzyć o sensownym życiu.
Pierwotny ideał karmelu, Thomas Merton
Książeczka (około stu trzydziestu stron zaledwie), która w skromnej postaci kryje potęgę ducha. Wydana z okazji osiemsetlecia powstania karmelitańskiej Reguły pierwotnej zawiera trzy teksty niezwykłe: pierwsze polskie tłumaczenie całości "Ognistej strzały" Mikołaja z Narbonne, zwanego Francuzem, karmelitańską "Regułę pierwotną" św. Alberta i "Pierwotny ideał Karmelu" Thomas'a Merton'a. Kto ma oczy, niechaj czyta. Kto ma serce czyste, niech zrozumie.
Ludzie Boga. Książka i film DVD
Każdy w coś wierzy i każdy komuś wierzy. Ludzie wierzą w "naukę", wierzą politykom, wierzą w sny, wierzą "bo to nawet pokazali w telewizji",... wielu wierzy w Boga, a niektórzy z nich wierzą Bogu, są i tacy, co wierzą, że "Boga nie ma". Ale wierzą wszyscy. I jednych wiara prowadzi do życia, innym przynosi śmierć. Ostateczne sprawy człowieka. Oto historia z tragicznym finałem: wiara, że znajdzie się to, co łączy i jest wspólne może sprawić, że nie dostrzeże się tego, co dzieli i różni: różni tak bardzo, jak różni się życie od śmierci.
Notker Wolf OSB, Enrica Rosanna, Sztuka kierowania ludźmi
Któż może być bardziej kompetentny od osób, które z powodzeniem stosują skuteczną sztukę zarządzania i kierowania ludźmi potwierdzającą swoją niezwykłą efektywność od ... 1500 lat! Opat prymas Notker Wolf OSB i siostra Enrica Rosanna oraz mądrość Reguły św. Benedykta. Lektura obowiązkowa dla menadżerów: istniało i istnieje życie intelektualne poza sezonowymi "guru zarządzania".
Objawienia bł. Anny Katarzyny Emmerich
Trzy pięknie wydane tomy: Pasja, Życie Najświętszej Maryi Panny, Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Pierwszy tom inspirował twórców słynnego filmu "Pasja".
O. Leon Knabit OSB, Wojciech Stan. Benedyktyni Tynieccy
Jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Polsce - klasztor benedyktynów w Tyńcu. Album, w którym historii zakonu towarzyszy współczesność uchwycona na przeszło setce malowniczych zdjęć z codzienności mnichów. Najlepszym komentarzem do zdjęć okazują się być fragmenty i cytaty z Reguły św. Benedykta. Całość w czterech językach: po polsku, angielsku, francusku i niemiecku.
Ojciec Święty Benedykt XVI, U progu pontyfikatu
"Ojciec Święty Benedykt XVI, U progu pontyfikatu", czyli trzy teksty kardynała Józefa Ratzingera wydane z okazji jego wyboru na Papieża: "Droga krzyżowa w Koloseum", "Homilia wygłoszona podczas pogrzebu Jana Pawła II", "Homilia na rozpoczęcie konklawe". Był Papież, nie ma Papieża, a przecież jest. Czy wydano też zbiór "Na zakończenie pontyfikatu" z okazji "przestania bycia Papieżem"? Jeśli tak, nic o tym nie wiemy. Zresztą dla wielu kardynał Ratzinger jest dalej Papieżem - więc może dlatego nie ma takiego "pożegnalnego" zbioru?
Kardynał Luis Antonio Gokim Tagle, Ludzie Wielkiej Nocy
Jeden z bardzo popularnych hierarchów Kościoła - kardynał Luis Antonio Gokim Tagle. Dla wielu nadzieja, że chorego i osłabłego ducha Europy ozdrowi wschodnia kuracja. Azja - dla jednych największe zagrożenie dla Europy, dla innych największa nadzieja dla europejskiej gospodarki i kultury. Czy również dla chrześcijaństwa?
James Martin SJ. Być sobą to być świętym. Rozmyślania wokół pism Thomasa Mertona i świętych Kościoła
W Ewangelii według świętego Mateusza (Mt 22,35-40) znajdujemy takie słowa: "Jeden z faryzeuszów, uczony w Prawie, zapytał Jezusa, wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”
On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.
Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.
W prezentowanej książce wezwanie do świętości rozumiane jest jako "poznanie naszego 'prawdziwego ja' (...) i kształtowanie naszej prawdziwej jaźni", czyli "jeśli chcemy osiągnąć świętość musimy być sobą".
Ostateczną sprawą człowieka jest śmierć i Sąd Boży, po którym czeka nas życie wieczne - albo piekło, albo niebo. Na Sądzie Bożym nie zostaniemy rozliczeni z troski "o bycie sobą", tylko z troski o bliźniego. Z miłości bliźniego, jako z przejawu miłości Boga. Gdzie tu miejsce na 'miłość siebie'? Ojciec Pio powiedział: "szatan ma imię 'ja'". A Tomasz a Kempis wskazywał jedyną drogę uświęcenia: naśladowanie Chrystusa. James Martin, nowoczesny jezuita, zaleca "kształtowanie naszej prawdziwej jaźni"... Czy dziwi zatem, że książka jest bez imprimatur?
Maria Dąbrowska, Jerzy Stempowski. Listy, tom I, 1926-1953
Trzynaście lat wolnej Polski, czternaście lat okupacji niemieckiej i okupacji sowieckiej. Trzynaście lat budowania wolnego państwa i czternaście lat planowego i systematycznego mordowania państwa i narodu, bezwzględnego niszczenia wszystkiego, co próbowano stworzyć w latach wolności. Listy z czasów nadziei i z czasów zagłady. Oto naród, który po prawie półtorawiecznej niewoli na chwilę zaznał wolnego życia, by na nowo stać się ofiarą zbrodni - tym razem ludobójstwa. Dwie "rasy", dwa narody, które albo w rasistowsko pojmowanym prawie natury, albo w rasistowsko pojmowanym zrządzeniu bożym upatrują swe prawo do wymordowania i wyniszczenia polskiego narodu i polskiej kultury. Listy z otchłani.
Maria Dąbrowska, Jerzy Stempowski. Listy, tom II, 1954-1958
W tomie korespondencja z lat 1954-1958: wychodzenie ze stalinizmu. Sowietyzacja zamiast stalinizacji. Samoogłupianie zamiast terroru. "Niemcy robią z nas bohaterów, Sowieci robią z nas g..." (Józef Mackiewicz)
Maria Dąbrowska, Jerzy Stempowski. Listy, tom III, 1959-1965
Ostatni tom upublicznionej korespondencji. A ostatni list napisała już nie Maria Dąbrowska, ale Anna Kowalska (25 maja 1965), zdając relację z pogrzebu pisarki. Lata 1959 - 1965 to gomułkowski PRL w rozkwicie (co za karkołomne zestawienie: Gomułka i rozkwit!). Życie - duchowe, intelektualne i towarzyskie - przybiera formę przetrwalnikową: wszak socjalizm miał trwać już zawsze. Czas niemal powszechnego "politycznego realizmu elit" - lawirowania, koncesji, kompromisów, czyli flirtowania z "władzą" i "władzy" z "przedstawicielami świata literatury", czas wzajemnych umizgów, zalotów, kokietowania i dąsów, chocholi taniec "władzy" i "ludzi kultury"... . Minęła epoka, kiedy "literaci" pisali listy popierające sądowe zbrodnie, ale też i minęła epoka "sądowego" mordowania patriotów. "Ludzie pióra" zasłużeni w instalowaniu sowieckiej, stalinowskiej dyktatury tracą rewolucyjny zapał, a i dyktatura traci młodzieńczy entuzjazm. "Mała stabilizacja", czyli skromnie, tu i teraz: "materializm" filozoficzny i urzędowy bez "materii", bo i bez pieniędzy i bez rzeczy do kupienia, oczywiście dla mas, a nie dla "władzy" i "ludzi kultury" i coraz bardziej harmonizujące z owym materializmem światopoglądowym życie duchowe - bez Ducha. Tym razem dla "władzy" i jej "akolitów", bo dla mas - o dziwo! - jeszcze nie, ale przyszłość już i dla nich szykuje adekwatne uciechy: wszak 8 grudnia 1965 roku kończy się Sobór Watykański II, pierwszy sobór, którego nie tworzyli święci, tylko intelektualiści (jak go podsumował Benedykt XVI). A "intelektualiści" z reguły mają sentyment do "socjalizmu" i "realizmu", ale to już historia na zupełnie inne listy...
Modlitewnik Ojca Leona Knabita
Modlitewnik, to modlitewnik. A zatem jest zakładka, a oprócz tego są rozważania Ojca Leona na cały rok liturgiczny, nawiązujące do dobranego na każdy dzień cytatu z Ewangelii. W drugiej części modlitewnika Ojciec Leon snuje rozważania w związku z przypadającymi w ciągu roku wspomnieniami, świętami i uroczystościami. W części trzeciej Ojciec Leon zawarł wybór z tradycyjnych modlitw: modlitwy codzienne, modlitwy okolicznościowe, "modlitwy świętych i nieświętych". W tej części zawarte są też litanie, Koronka i Różaniec. A na zakończenie wydawcy umieścili rozmowę z Ojcem Leonem, a w zasadzie rozmowę - laurkę, bo książkę wydano z okazji osiemdziesięciu lat Ojca Leona i pięćdziesięciu sześciu lat jego kapłaństwa.
David Heller, Kochany Panie Boże jakiego wyznania były dinozaury, ciąg dalszy listów do Pana Boga
Zabawne, zaskakujące, zdumiewające... dziecięca wrażliwość wobec poważnych spraw.
Stanisława Przybyszewska, Listy, tom I
Pierwszy z trzech tomów listów (prawie siedemset stron!), które powstały w czasach przed przejęciem poczty przez sztuczną inteligencję. Pytanie, czy dzisiaj, w dobie "poczty elektronicznej", "edytorów tekstów" i "translatorów" tomów tych byłoby kilkadziesiąt? Czy współczesna łatwość wymiany "poczty" oraz możliwość pisania bez oglądania się na poprawność językową, niezliczona ilość "maili", przekłada się na jakość literacką? Czy upowszechniona poczty mieści się jeszcze w dziale "literatura"? Jednym słowem, czy komputeryzacja, czyli ułatwienie techniczne, a więc obniżenie wymagań czasowych i technicznych dotyczących samego aktu pisania oraz wysyłania korespondencji, nie zaowocowało obniżeniem wszystkich standardów, w tym intelektualnych, jednocześnie pozbawiając pisanie listów waloru literackiego? Wszak łatwość komunikacji nie musi oznaczać, że komunikuje się treści istotne. Czy technika nie zabiła ducha? Jest to jedno z pytań, które stawiali sobie "ludzie ducha" z początków XX wieku, które pojawia się też w listach Przybyszewskiej. Korespondencja z lat 1913 - 1929. Nie ma życia poza literaturą - duchy wyższe spełniają się w niej: to, czego nie mogą przelać na papier, nie istnieje. Ba, a ile rzeczy zaistniało tylko dlatego, że zostały opisane/zapisane? Listy przemieniają błahą codzienność w ponadczasową doniosłość lub stwarzają z niczego, wywołują z niebytu, powołują do istnienia - poprzez zapisanie - rzeczy, które stają się bardziej realne niż te, które zaszły rzeczywiście, a które nie zasłużyły na zanotowanie. Zapisanie daje życie (wieczne?), przemilczenie uśmierca (na zawsze?). O ile w powieści autor tworzy fikcję - życie bohaterom, o tyle w listach przemienia swoje życie, koryguje, szlifuje i poddaje obróbce by uczynić siebie bohaterem. A jeśli jeszcze uznaje się, że duch twórczy jest solą istnienia, a codzienność i potoczność jest niemal tego istnienia zaprzeczeniem, to - czy oprócz pogardy dla codziennej krzątaniny "zwykłych ludzi" (tych, skoro nie służą postępowi i żyją prozaiczną codziennością, można przecież zamienić w nawóz historii) - nie popadnie się w rozpacz, że będąc duchem wybranym, jest się jednocześnie tak mocno związanym, a więc spospolitowanym, koniecznymi ramami egzystencji biologicznej? I tak, jak dziennik/pamiętnik może stać się listem do nieznanego, przyszłego czytelnika, tak listy stać się mogą dziennikiem osobistej podróży w szaleństwo. Tom pierwszy - dokument podróży z czasów, gdy w epistolografię (duchów wyższych) pojmowano jako część literatury.
ks. Józef Gaweł SCJ. 365 biblijnych recept na dobre życie. Z nadzieją na każdy dzień
Książka z 2007 roku. Wtedy wszystko wydawało się iść "szeroką drogą" ku świetlanej przyszłości. "Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej", coraz bardziej po "europejsku". Polscy, posoborowi księża przygotowywali się do kanonizacji Jana Pawła II i sycili się "małą stabilizacją". Co prawda ze świata, czyli tam, gdzie dobrobyt był jeszcze większy niż w "dynamicznie rozwijającej się Polsce", napływały niepokojące wieści o spadku powołań, o ubywaniu wiernych, o rosnącym zamieszaniu doktrynalnym, o wstrząsających aferach obyczajowych, o burzeniu kościołów, ale "nasza wieś zaciszna, nasza wieś spokojna". Dominujący Kościół posoborowy zdawał się być opoką. Wydawnictwa religijne puchły od ekumenicznej nowomowy, a w tym nauczaniu Kościół przestał jakoby być cierpiący, walczący i tryumfujący, a zaczął być "pielgrzymujący" i "ekumeniczny". Dobre życie na Ziemi miało znaleźć swoje przedłużenie w Niebie, gdzie mamy się spotkać wszyscy, bo Bóg jest miłością i jest miłosierny, więc wszystko wybacza (jakoś przemilczano fakt, że odmówienie istnienia Piekłu anihiluje jednocześnie Niebo, ale kto by tam zwracał uwagę na takie drobiazgi). Dla posoborowej części Kościoła w miłosierdziu pojmowanym jako nieograniczona pobłażliwość dla wszelkiej ludzkiej słabości (pojęcie grzechu też usunięto w trosce o postępowość doktryny) rozpuściła się całkowicie Boża sprawiedliwość. Nauczanie o Bogu karzącym zaczęto uznawać za nietakt i za dowód ciemnoty. Szczęście człowieka miało się realizować tu i teraz, na tej Ziemi, która przestała być "padołem łez i rozpaczy". "Dobre życie" oznaczało wygodne i spokojne życie doczesne. Posoborowa część Kościoła poczęła tworzyć religię "dobrego samopoczucia" - "dobrych relacji z Bogiem". No, skoro "piekła nie ma, to hulaj dusza". Zbudujemy raj na ziemi - ekologiczny raj na ziemi. I wszystkie elementy tradycji, które mogłyby psuć taki obraz, zaczęto - w trosce o nowoczesność i "dostosowanie do wymogów dnia dzisiejszego" - powoli usuwać. Z tradycyjnego nauczania Kościoła zaczęto wybierać tylko to, co byłoby do przyjęcia dla innych religii i światopoglądów. Głównym przykazaniem "ekumenizmu" stało się bowiem: "nie będziesz drażnił innych religii i światopoglądów". Zaczęto głosić ogólnoludzką wiarę w jakiegoś jednego boga, wspólnego dla wszystkich wyznań i religii, a pytanie o to jak można pogodzić wiarę w Boga W Trójcy Jedynego, w Ojca i Syna i Ducha Świętego np. z religią żydowską zaczęto traktować jako... źle postawione, ba! niestosowne pytanie! Zmieniono znaczenie "tolerancji" ze "znoszenia kogoś/czegoś" na "akceptację bez względu na charakter osoby/rzeczy/zjawiska". Tworzono religię "świętego spokoju" i dobrostanu doczesnego. Aż nagle przyszedł czas próby, "by się ujawniły zamysły serc wielu". Oto... ogłoszono "pandemię" i fałsz wielu sytych funkcjonariuszy "wiary" wyszedł na jaw spod zasłony (maseczki). Jakże wielu "światłych księży" - w owym czasie próby - zapomniało o "nie lękajcie się"! Zaczęto straszyć wiernych "jedyną chorobą" - "śmiertelną (bezobjawową) chorobą", tak, jakby do tej pory nie było znacznie groźniejszych i bardziej śmiertelnych chorób (chodzi o procent przypadków śmiertelnych wobec liczby zachorowań). Bolesny czas próby ujawnił też niszczący charakter soborowej zamiany Ofiary w "ucztę" i odwrócenia się plecami do Boga: skoro nie ma Ofiary, a jest ucztowanie, to każde zagrożenie fizyczne jest jedynie zakłóceniem uczty. Coś przerywa uciechę. Co więcej: zagrożenie, które przerywa "ucztowanie", kiedy jest postrzegane jako zagrożenie śmiertelne, staje się bezsensowne. Skoro posoborowa część Kościoła zrezygnowała z przewodzenia wiernym w drodze do życia wiecznego i przestała traktować Kościół jako znak nadziei na zbawienie duszy, to nic dziwnego, że ową utraconą nadzieję zaczęta pokładać w ziemskich środkach (maseczka, płyn odkażający, ba, nawet szczepionka, która jest produkowana z... nienarodzonych!...). Posoborowi kapłani, bez względu na miejsce w hierarchii, przemienili się w reprezentantów urzędu sanitarno-epidemiologicznego. Strach o "przerwaną ucztę" opanował do tego stopnia posoborową część Kościoła, że nawet przestraszono się święconej wody. Do tej pory to diabeł bał się święconej wody, ale "kowidianie" zaczęli straszyć nią wiernych. Zamaskowany kapłan tego nowego wyznania, dezynfekujący ręce przy ołtarzu-stole, udzielający komunii w gumowych rękawiczkach - na rękę... Czy może być bardziej dobitny dowód niewiary w głoszoną religię? Cóż, że ustami śpiewają: "Kto się w opiekę odda Panu swemu - A całym sercem szczerze ufa Jemu - Śmiele rzec może: Mam obrońcę Boga - Nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga. - Ciebie On z łowczych obieży wyzuje - I w zaraźliwym powietrzu ratuje; - W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie - Pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie" (Psalm 90 w tłumaczeniu J. Kochanowskiego), jeżeli serca mają struchlałe ze strachu. To do nich, do tej części Kościoła, która zaczęła budować "nową tradycję" dostosowaną do "współczesnego świata" odnoszą się wszystkie groźne słowa Jezusa Chrystusa o "grobach pobielanych", o kapłanach, którzy zapomnieli, że mają służyć Bogu, a nie ludzkim słabościom. Dzięki Bogu bramy piekielne nie przemogą Kościoła i są kapłani, i są też wierni, którzy nie przelękli się "jedynej obowiązującej choroby" i oddają chwałę Bogu w sposób właściwy i godny. "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mojego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów." (św. Łukasz 9,23-26). Bo celem człowieka bożego jest wielbienie Boga i troska o zbawienie duszy, a nie zabieganie o ziemskie uciechy. Tym katolicy różnią się od pogan, że nie przedkładają szczęścia doczesnego nad wieczne (które wszak dla pogan nawet nie istnieje: przecież "nasza wiara jest głupstwem dla Greków"). Czy 365 recept na dobre życie jest też zbiorem recept za zbawienie duszy? Jednym słowem czy recepty na "dobre życie" są receptami na dobre życie wieczne? Jeśli nie, to jaki mają sens, skoro nie dotyczą Królestwa Prawdziwego? "Bo królestwo moje nie jest z tego świata". I w tym związaniu z doczesnością posoborowa część Kościoła zdaje się również sprzeciwiać Swojemu Nauczycielowi. A dla "doczesnego człowieka" jeśli Kościół ma być jeszcze jedną częścią tego świata, to po co komu jeszcze jeden doczesny problem? Kościół ma sens tylko wtedy, kiedy jest "znakiem niezgody". A ci wszyscy, którzy chcą z Kościoła zrobić goniącego za nowinkami oportunistycznego i konformistycznego adoratora doraźnej doczesności i wykonawcę urzędniczych zarządzeń może wspomną na uczynione przez Stefana Kisielewskiego podsumowanie istoty zniewolenia: "problem nie w tym, że jest się w du..ie, ale w ty, że się w niej urządza."
Cezary Sękalski. Różaniec medytacje biblijne. Synteza Ćwiczeń duchowych
Próba zmodernizowania modlitwy różańcowej oraz skojarzenia jej z Ćwiczeniami duchowymi św. Ignacego Loyoli. Bardzo delikatna sprawa owa, odczuwana przez pewne środowiska, potrzeba modernizowania wielowiekowej tradycji i praktyki, potrzeba jakiejś rewolucji. Przecież nauka Pana Naszego Jezusa Chrystusa jest rewolucją z istoty swojej. Skąd zatem potrzeba i gdzie sens rewolucji w rewolucji? "Rodzi się nowa tradycja"? "Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata"? "Żeby było nowocześnie"? Nowoczesność jako kryterium ważności religii? Nowoczesna religia zamiast "przesądów naszych dziadków"? Rewolucja, czyli "współczesność stawia przed nami nowe wyznania"? Nie jedna wiara prawdziwa tylko "jedność w wielości"? Religia "nowoczesnego człowieka" ma być mieszaniną różnych praktyk i wierzeń? Byle - dla zasady - nie kontynuować tradycji Kościoła? Czy ideałem będzie zmiksowanie różnych religii w jedną? Ale jak pogodzić wiarę w Boga W Trójcy Jedynego z wiarą w boga innej religii? "Nowoczesność w domu i zagrodzie" rozciągnięta na religię? To ma wzmocnić religię? To dlaczego nie wzmacnia? Dlaczego im więcej "otwierającej Kościół nowoczesności" i synkretyzmu tym coraz mniej wiernych? A może właśnie dlatego. Może dlatego, że "unowocześnieni" kapłani modernistyczni wstydzą się swojego kapłaństwa? Może dlatego, że ofiarę zastąpiono "samorozwojem"? Może należy się zatem nawrócić? "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię". Lekarzu, lecz się sam. Może czas nawrócić do tradycji, zamiast szukać poprawiania tradycyjnych praktyk i czas najwyższy zawrócić z drogi, która, choć coraz bardziej nowoczesna, modernistyczna, jednocześnie coraz bardziej prowadzi na manowce? Czy zadaniem religii prawdziwej jest naśladowanie pogańskich wierzeń, których głównym celem było polepszanie wygód i uciech doczesnych, a jedyną troską było "zdrówko" i "by żyło się lepiej"? Czy taki ma być "nowoczesny" sens Dobrej Nowiny? Wygoda tu i teraz, i dobre samopoczucie, przyjemna doczesność? Dodatek do wygodnego, "zdrowego" i "ekologicznego" życia? Jeśli tak, to gdzie tu "zaparcie się siebie i przyjęcie krzyża"? Jednym słowem: gdzie tu Dobra Nowina? (Uwaga! Informacja dla socjologów: w cudzysłowach są cytaty z Biblii, z pism Kościoła oraz z filmów Barei. O cytacie z 'Międzynarodówki' nie musimy wspominać, bo ten na pewno socjolodzy znają na pamięć i rozpoznali go od razu).
Czy wiara ma sens? Na pytania młodych odpowiada Bp Grzegorz Ryś
Książka wydana w roku 2014, w szczycie "posoborowej" propagandy sukcesu. Ekumenizm ideologiczny, czyli zamiast wzywania do posłuszeństwa woli Bożej i zamiast walki o zbawienie dusz rojenia, że "wszyscy ludzie będą braćmi", a zamiast walki z grzechem działalność "społecznie użyteczna". Zadowolony z siebie i z życia celebryta religijny przekonuje, że wiara ma sens, bo dzięki niej żyje się nam lepiej. Ludzie są życzliwi, troszczą się o naturę, lepiej się czują i mogą się realizować, a przed nami tylko świetlana przyszłość, bo jest "pokolenie JP II". "Wiara" jako dodatek do wygodnego życia. W ekumenicznej nowomowie unika się się spraw nieprzyjemnych, więc kulturalny hierarcha nie wspomina o zaparciu się siebie, o wzięciu krzyża i naśladowaniu Jezusa Chrystusa - o jedynej drodze zbawienia, jedynym celu życia na tym świecie. Fundamentalizm posoborowy zakazuje zatem nie tylko "nawracania" ale i wzywania, by z grzechem "walczyć aż do krwi", bo, co prawda, Chrystus nakazał, by grzeszące oko wyłupać, ale przecież każdy wie, że nie należy rozumieć tego dosłownie, a poza tym wszyscy jesteśmy tylko ludźmi (jakiegoś "jednego boga"). I oczywiście nie należy wspominać o śmierci, która przyjdzie jak złodziej i o tym, że oprócz Nieba czeka też Piekło. Że prócz miłosierdzia jest też Boża sprawiedliwość, a Bóg - jako sędzia sprawiedliwy - za dobro nagrodzi, ale za zło ukarze. Nie, ludzie kulturalni w XXI wieku nie straszą przecież takimi "średniowiecznymi zabobonami". I pysznił się posoborowy fundamentalizm, kwitła religijna cepelia, aż nagle bach, babę w piach. Nagle przerwało się pasmo sukcesów nowoewangelizacyjnych, a "kulturalny dyskurs" zabrzmiał jak cymbał brzmiący. Rząd ogłosił epidemię, sparaliżował państwo, a posoborowi księża gorliwie przyjęli na siebie rolę wolontariuszy państwowego systemu sanitarnego i ze strachu nie tylko przegonili ludzi z kościołów (!), ale zakazali im używania święconej wody i ogłosili, że Ciało Pańskie może zarażać. Zapomnieli o "nie lękajcie się", zapomnieli, że mają być sprzeciwem wobec świata i zajęli się kowidowymi strachami, tak, jakby do tej pory nie było groźniejszych chorób. Każdego miesiąca przybywały dziesiątki tysięcy (!) ludzi zmarłych na inne choroby, a których się nie leczyło, bo rząd uznał, że jest tylko jedna choroba - kowid, a zastraszeni księża nawet o innych chorobach i chorych nie wspominali modląc się do szczepionki "przeciwko groźnemu wirusowi". Oto wiara posoborowych celebrytów w działaniu. W godzinie próby okazali jej prawdziwy sens: STRACH. Strach o życie doczesne. A zatem czy wiara, która jest strachem ma sens? Albo Dobra Nowina, albo strach o utratę majątku, zdrowia, życia. Nie ma "trzeciej drogi". Jest albo droga z Chrystusem, albo przeciw Bogu. "Potem mówił do wszystkich: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z Mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów." (Łk 9, 23-27). Ciekawe, czy Bp Grzegorz Ryś umie pogodzić te słowa ze szczepionką robioną z zabitych dzieci i jak będzie w tej sytuacji przekonywał "pokolenie JP II", które wyszło na ulice krzycząc wulgarne obelgi w obronie "prawa do aborcji", że nie należy mordować nienarodzonych. Pewnie napisze nową książkę. Może teraz dostrzeże nadzieję w pacziamamie? "Nowa ewangelizacja" nie powiedziała przecież jeszcze ostatniego słowa... Tak oto Kościół który był i jest wojujący, cierpiący i tryumfujący, a który miał stać się - według ideologii ekumenizmu - jedynie pielgrzymujący, gdy przyszła godzina próby, czyli czas, który z woli Bożej ma "ujawniać zamysły serc wielu", stanął w prawdzie. I okazało się, że posoborowa część Kościoła, tak elokwentna i celebrycka, w praktyce nawet nie jest "pielgrzymująca". Jest "bojąca" i "czmychająca ze świątyń". "Po owocach poznacie ich". (Mt. 7, 15-20). "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości." (Mt. 23, 27-28)
Thomas Merton. Kierownictwo duchowe i medytacja
Książeczka mała, ale może mieć duże konsekwencje. Autor - o czym uprzedza uczciwie we 'Wstępie' - postanawia bowiem być w swoich rozważaniach "bezpośrednim" i okazać "niechęć do konwencjonalnych i sztywnych systemów". Chrześcijanin natomiast powinien, w proponowanej przez Mertona pracy duchowej, "'być sobą' w najlepszym znaczeniu tego wyrażenia". Ciekawe, jak autor uczy godzić taką postawę z nakazem Pana Naszego Jezusa Chrystusa "kto chce pójść za Mną niech się zaprze samego siebie"?
Co zabrać ze sobą. Po fundamencie Ćwiczeń duchownych. Józef Augustyn SJ (red.)
Rekolekcje według "Ćwiczeń duchownych" to jedna z najpopularniejszych metod "prostowania ścieżek" do Boga. W Kościele rekolekcje takie organizują zgromadzenia wierne tradycji, ale również i ci, dla których "ekumenizm posoborowy" stał się hasłem do tradycji owej porzucania bądź nawet negowania. Dla wielu organizatorów rekolekcje stały się również całkiem biznesowym przedsięwzięciem. Modlitwa do Ducha Świętego zawsze pozwoli rozeznać człowiekowi z czystym sercem jakim duchem są prowadzone konkretne rekolekcje. Św. Ignacy Loyola był rycerzem w służbie Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Ekumenizm posoborowy, z oczywistych powodów wyrzekając się Kościoła Walczącego, musi tradycję "Ćwiczeń duchownych" do takiego wyrzeczenia dostosować, a więc zboczyć w stronę psychologii i terapii. Hasłem Gierka było: "aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się lepiej". Polska, czyli PRL, nie urosła w siłę, a ludziom żyło się coraz gorzej. Kiedy propaganda sukcesu zastępuje prawdę musi przyjść katastrofa. Kiedy propaganda "dobrego życia" i "dobrego samopoczucia", jako celu najważniejszego, zastępuje prawdę o celu ostatecznym człowieka, czyli o życiu wiecznym z Bogiem lub w potępieniu, a więc kiedy miłe, ale doczesne kłamstwo zastępuje prawdę objawioną i prawdę krzyża musi przyjść katastrofa. Zresztą i tak wszystko jest w ręku Boga. Książka powstała po to, by pomóc "wrócić" rekolektantowi po rekolekcjach do "normalnego życia". Książka wydana przez Księży Jezuitów XXI wieku, a więc pragnących "zmodernizować" i "uwspółcześnić" swoje powołanie. Zbiór tekstów, których autorami są: Mieczysław Bednarz SJ, Józef Augustyn SJ, Peter G. van Breemen SJ, Wacław Królikowski SJ, Lucyna Słup, Bł. Karol de Foucauld, Krzysztof Osuch SJ, Georges A. Aschenbrenner SJ, Czesław Kozłowski SJ, Tomasz Merton, Anselm Grun OSB, Andrzej Sarnacki SJ, Jacek Prusak SJ, Willi Lambert SJ, Franz Meures SJ, a wreszcie - na koniec, w dwóch fragmentach - nawet św. Ignacy Loyola.
ks. Marek Dziewiecki, Jacek Dziedzina. Psycholog w konfesjonale
Choć tytuł "Psycholog w konfesjonale" nie oznacza, że psycholog się spowiada, tylko, że ksiądz-psycholog spowiada innych, ale książka jest w pewnym sensie również spełnieniem i tego pierwszego rozumienia, bowiem jest wywiadem. Temat główny? Kondycja duchowa człowieka na początku XXI wieku, albo destrukcyjne działanie "chrystofobicznej antykultury". Systemowy egoizm, którego mottem może być słynne "róbta co chceta" i jego naturalna i oczywista konsekwencja: depresyjna samotność. A Bóg przecież powiedział na samym początku: "nie jest dobrze, żeby człowiek był sam". Ale kto by tam dzisiaj słuchał Boga... "Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie, chcieliście nicość, no to ją macie..."
Thomas Merton OCSO, Modlitwa kontemplacyjna
Thomas Merton, niespełniony pisarz i amator filozofii, zakonnik-intelektualista, który uznał za swe powołanie modernizowanie zastanej tradycji, snuje dywagacje o modlitwie spełniającej subtelne oczekiwania "ludzi na pewnym poziomie". Jezus nakazywał "nauczać inne narody", ale przecież "świat idzie naprzód i trzeba być nowoczesnym", czyli zamiast głosić naukę Chrystusa i "nawracać chodzących w ciemności" należy być "postępowym" i brać z różnych herezji i z różnych kultów pogańskich to, co "jest w nich cenne". I tak "swąd szatana rozchodzi się po Kościele". Książka nie jest więc lekturą dla "ubogich w duchu", którzy troszcząc się o codzienne sprawy doczesne starają się, by "we wszystkim był Bóg uwielbiony" (nawet w najzwyklejszej pracy, wynikającej z ich prozaicznych obowiązków stanu) oraz by ich wysiłki miały - jako główny cel - zbawienie duszy (i łączą pracę z modlitwą, np. z odmawianiem różańca). To religia zbyt pospolita. Autor tęskni za rzeczami zgoła subtelniejszymi - wszak noblesse (ducha) oblige. Jakże odległa to droga od wykładanej w "Naśladowaniu Chrystusa" - nawet i w tym, że imię Pana Naszego Jezusa Chrystusa w zasadzie w książce Mertona nie występuje. Występują za to różni myśliciele, dla których nakazem nie jest "wzięcie krzyża swego", ale "nieustająca troska o polepszenie bytu społeczno-ekonomicznego oraz powszechne braterstwo". Wiadomo: żebyśmy tylko zdrowi byli, bo zdrówko najważniejsze (a nic tak nie wzmacnia zdrówka jak "joga" i "medytacja", to przecież wie każdy wykształcony człowiek, nawet socjolog). Od dwóch tysięcy lat ta sama historia: uczeń Chrystusa, który jest przekonany, że wie lepiej od Niego na czym powinna polegać misja Mesjasza i - by zapewnić tej misji odpowiedni społeczny i polityczny cel i wydźwięk - gotów jest (za drobną opłatą rzecz jasna - nie musi być dużo, wystarczy jakieś honorarium, grant, nawet trzydzieści srebrników) sprzymierzyć się z przeciwnikami i wrogami Zbawiciela. Judasz był intelektualistą - wrażliwym intelektualistą. Przecież nie wziął dużo!
Thomas Merton, Bieg ku górze, Historia powołania (1939-1941)
Thomas Merton, człowiek, który zapisał, pisząc o sobie, tysiące stron, wyznaje, że do Kościoła katolickiego pociągnęła go, między innymi, właśnie Kościoła tego powszechność, tzn., że na całym świecie, każdego dnia, wszyscy księża odprawiali tak samo taką samą mszę. Jedna wiara, jeden język, jeden rytuał, jedna nauka - jak świat długi i szeroki. Coś, jak w anegdocie o dwóch Góralkach, które wylądowały w Chicago i czuły się całkowicie zagubione w tym obcym świecie. Aż któregoś dnia, przechodząc koło kościoła, usłyszały: "Dominus vobiscum...". I wtedy spojrzały na siebie z radością, a jedna do drugiej powiedziała: "wchodzimy, gadajo po nasemu". Tak, Kościół był rzeczywiście powszechny przez dwa tysiące lat, aż sprokurowano II sobór watykański i powszechność zaczęto niszczyć, protestantyzując i pod tym względem Kościół. Paradoksem może być, że jedną z osób, które przygotowały ideologiczne podwaliny pod protestanckie z ducha rozbicie jedności był nie kto inny, tylko poszukujący "wyższej duchowości", odpowiadającej "wymaganiom współczesności" T. Merton. Do Kościoła Katolickiego przyszedł, bo Kościół ten trwał przy swej nauce dwa tysiące lat i był Kościołem powszechnym, po czym, będąc już w tym Kościele, Merton zaczął i naukę, i rytuał kwestionować. Oczywiście w imię jakiejś reformy. Oto wspomniany paradoks: Merton, poszukując religijnego zaspokojenia, nie przystąpił do jakiegoś zboru, do jakiegoś odłamu reformacji, bo odstręczał go brak jednolitej wiary i chaos doktrynalny oraz obrzędowy niekatolickich wyznań, po czym sam zaczął usilnie pracować na rzecz takiego samego chaosu w Kościele Katolickim, odwracając się i zapoznając katolicką tradycję i szukając natchnień w różnych kultach pogańskich, heretyckich i bałwochwalczych. Jako "nowoczesny katolik" puścił mimo uszu nakaz Jezusa by "iść i nauczać inne narody", a upodobał sobie poszukiwanie w obcych kultach "ziaren prawdy". Zamiast "wziąć krzyż i naśladować Chrystusa" zaczął Go pouczać o duchowej wartości zabobonów pogańskich. Oto kwintesencja "nowoczesnego chrześcijaństwa" końca XX wieku: jak tylko się da zmieniać i odrzucać naukę Jezusa Chrystusa i tradycję Kościoła, przekonując jednocześnie, że takie zaparcie się Boga jest Bogu miłe. Tylko brak wiary prawdziwej tłumaczyć może niedostrzeganie konsekwencji zastąpienia nawrócenia "odwróceniem". Wszak tu chodzi nie o jakieś "doznania duchowe", tylko o rzecz fundamentalną: o zbawienie i życie wieczne z Bogiem, albo o wieczne potępienie!
Anselm Grun OSB, Eucharystia. Przemiana
Psycholog, występujący również jako "mnich benedyktyński", wyznawca C.G.Junga, kapłan religii dobrego samopoczucia. W wydanych pod jego nazwiskiem prawie 300 (!) książkach współczesny miłośnik dobrego życia doczesnego znajdzie standardowe nauki, typowe dla XX-wiecznej psychologii. Ubrane w szatę "porad religijnych" i "duchowych" stawiają znak równości między psychologicznym samozadowoleniem, a życiem duchowym. Znika zbawienie duszy i współpraca z łaską Bożą - pojawia się dążenie do samozadowolenia zdobywanego na drodze samodzielnych wysiłków (samodzielnych, ale pod kierownictwem, rzecz jasna, wszystkowiedzących psychologów, którzy są co najmniej sceptyczni wobec nauczania Jezusa Chrystusa). Znika ofiara i pokuta, modlitwa, pojawia się "medytacja" i wszechmocne "ćwiczenia oddechu". Znika Zbawiciel, pojawiają się bogowie filozofów. Matka Boska i święci? Ani słowa - za to Jung, Buber, Teilhard de Chardin, Durckheim, itd, itd. We współczesnym "nauczaniu duchowym" to, co nadprzyrodzone wypierane jest przez to, co przyrodzone, doczesne. Znika rzeczywistość nadprzyrodzona, a jedyna rzeczywistość jaka istnieje dla ekumenicznych guru, to rzeczywistość doczesna. Znika Bóg jako Ojciec i Stwórca, jako dawca talentów, którymi zostaliśmy obdarzeni, abyśmy - z dziękczynieniem dla Boga - służyli innym, a pojawia się bożek pogan, który ma służyć nam, w naszych wysiłkach zdobywania prozaicznej, doczesnej, całkowicie ziemskiej "satysfakcji z życia". "Przemiana" obiecywana przez tytuł nie polega na doskonaleniu się w cnotach, ale na zaakceptowaniu i pokochaniu swoich wad. Jednym słowem "przemiana" nie polega na walce ze złem i na dążeniu do dobra, ale sprowadza się do zabawy, do kuglarstwa czysto językowego: wystarczy zło nazwać dobrem i po sprawie. Wystarczy? "Kochaj (Boga) i rób, co chcesz" - nauczał św. Augustyn. "Kochaj (siebie) i rób co chcesz" - uczą z kolei szamani "nowego adwentu". Miłość Boga oznacza życie według Bożych przykazań. Miłość siebie oznacza życie wbrew tym przykazaniom. Jeśli ktoś jeszcze nie widzi różnicy, to przypomnijmy czym skusił w Raju wąż Adama i Ewę: zajmijcie się sobą - radził z troską - Bóg wam nie jest do niczego potrzebny, "na pewno nie umrzecie" bez Boga (Księga Rodzaju 3:1-4). Tak, szatan jest ojcem kłamstwa, tego najważniejszego kłamstwa, które rodzi śmierć i "płacz i zgrzytanie zębów". Tym kłamstwem fundamentalnym, kłamstwem, którym tumani ludzkość od zarania jest przekonanie, że istnieje świat poza Bogiem, świat bez Boga, świat bezstresowy, w którym można dobrze żyć, dobrze się urządzić, dobrze zabawiać i "się nie pomrze". Przy tym kłamstwie nie trzeba już niczego więcej. Ono jest najpewniejszym przewodnikiem do piekła. Takim oto darem dla zagubionych dusz jest "przemiana przez samorealizację".
Jan Wierusz Kowalski, Świat mnichów i zakonników
Jan Wierusz Kowalski, benedyktyn, mieszkający w Tyńcu od 1937 roku. Materialista i komunista. W 1952 opuścił zakon, w 1959 opuścił stan kapłański. Od roku 1953 był agentem Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W latach 60-tych został pracownikiem Urzędu do spraw Wyznań. Propagator (a może i nie tylko?) Soboru Watykańskiego II. W latach 70-tych i 80-tych pracował w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk (habilitował się w 1975 roku). Od 1978 roku pracownik Departamentu IV MSW. Służbę zakończył w 1985 roku w stopniu majora. Zmarł w 2000 roku. Przynajmniej wystąpił ze stanu kapłańskiego. A ilu kapłanów, ba, autorytetów moralnych, nie stać na taką "uczciwość"?
194,41 zł