Maciej Zięba OP, Epoka Jana Pawła II. Zrozumieć niezwykły pontyfikat.
Opis
Maciej Zięba OP, Epoka Jana Pawła II. Zrozumieć niezwykły pontyfikat.
W drodze, Wydawnictwo eSPe, Poznań, Kraków 2006. Stron 107. Okładka miękka. Książka nowa.
140,00 zł
Maciej Zięba OP, Epoka Jana Pawła II. Zrozumieć niezwykły pontyfikat.
W drodze, Wydawnictwo eSPe, Poznań, Kraków 2006. Stron 107. Okładka miękka. Książka nowa.
Redemptor Hominis, Dives in Misericordia, Laborem Exercens, Slavorum Apostoli, Dominum et Vivificantem, Redemptoris Mater, Sollicitudo Rei Socials, Redemptoris Missio, Centesimus Annus, Veritatis Splendor, Evangelium Vitae, Ut Unum Sint, Fides et Ratio, Ecclesia de Eucharystia.
Kompletne wydanie w 30. rocznicę ogłoszenia pierwszej encykliki Redemptor Hominis. Oprócz niej tom zawiera zatem: Dives in Misericordia, Laborem Exercens, Slavorum Apostoli, Dominum et Vivificantem, Redemptoris Mater, Sollicitudo Rei Socials, Redemptoris Missio, Centesimus Annus, Veritatis Splendor, Evangelium Vitae, Ut Unum Sint, Fides et Ratio, Ecclesia de Eucharystia.
Książki takie jak ta pokazują w sposób niezwykle bolesny jak zbrodniczą organizacją była PZPR i jej szefostwo. Sposobem sprawowania władzy była prowokacja, manipulacja, kłamstwo, zdrada, terror, pogarda wobec ludzi, zwykłych ludzi i zbrodnia. A jedynym celem sprawowania władzy było zachowanie pozycji poza i ponad prawem oraz wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji ekonomicznej. Nie zaskakuje traktowanie państwa jako narzędzia służącemu tylko jednej "grupie" społecznej i wykorzystywanie jego instytucji do realizacji zbrodniczych celów tej grupy i do zwykłego bogacenia się. Trudno po lekturze nie mieć wrażenia, że "teorie spiskowe" mają jednak swoje uzasadnienie. System manipulacji i oszustwa, w którym bardzo szybko znalazło swoje miejsce wielu "opozycjonistów". I towarzyszący temu system nieustannego finansowego i materialnego nagradzania za służenie partii. W tym kontekście nie może dziwić nazwanie jednego z głównych zbrodniarzy komunistycznych - Kiszczaka - "człowiekiem honoru". I nie zaskakują honory, jakie świadczono po zgonie sowieckiemu agentowi Jaruzelskiemu. Bezkarność państwowych przestępców i zbrodniarzy. Po lekturze tej książki trudno podważyć opinie, że III Rzeczpospolita powinna być nazwana PRL-bis. "Nasz naród jak lawa" - dzisiaj to opis czy życzenie?
Podtytuł: Meldunki operacyjne Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych z 1987 roku. A tak o książce pisze Wydawca: "W czerwcu 2007 r. minęło dwadzieścia lat od wizyty w Szczecinie Ojca Świętego Jana Pawła II. Jubileusz stał się okazją do wspomnień oraz przyczynkiem do tego, aby wydać materiały źródłowe nawiązujące do pamiętnych dla miasta wydarzeń. Publikowane dokumenty – meldunki operacyjne, które naczelnicy Wydziałów IV i V Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Szczecinie kierowali do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie – zawierają informacje o sytuacji w relacjach państwo–Kościół na Pomorzu Zachodnim, przygotowaniach, przebiegu i echach papieskiej wizyty."
Każdemu przywołanemu wydarzeniu towarzyszy fragment związanego z nim dokumentu historycznego oraz - jako komentarz - odpowiedni cytat z pism, wystąpień i homilii Jana Pawła II.
Około 300 haseł: od "Aborcja" do "Żal za grzechy" i "Życie - wartość życia". Spisane alfabetycznie.
Od "Agresja" do "Związki zawodowe". Przeszło sto haseł.
Pięknie wydane z adekwatnymi reprodukcjami dzieł sztuki sakralnej. Jest co oglądać.
Odwieczna walka, która toczy się tu, na Ziemi: dobra (życia) ze złem (śmiercią). Dlaczego wciąż tak wielu obdarzonych darem niezwykłym - cudem życia - oddaje swoje zdolności na służbę zła, śmierci? Nie wiedzą co czynią? Jeśli służba złu jest wynikiem niewiedzy niniejsza książka pozwoli rozświetlić jej mroki. Problem w tym, że życie w mroku, choć budzi tęsknotę za światłem, może budzić też lęk. Wszak wyjście z jaskini musi być boleśnie oślepiające. A lęk może być silniejszy od naturalnej i wrodzonej tęsknoty każdego bijącego serca...
Jan Paweł II, ogłoszony "świętym", o nieświętym świecie przełomu tysiącleci. Świat nie jest święty, ale dlaczego "świętym" został Karol Wojtyła? No, wiadomo, bo Polak! Ale dlaczego jeszcze? Czy dlatego, że "ekumenicznie" wprowadzając do Kościoła herezje i bezbożność, walczył (z zapałem inkwizytora) jedynie z tradycją katolicką? Czy dlatego może, że nie wiedział (bo jeśli wiedział, to akceptował!) o pleniących się w Kościele grzechach wołających o pomstę do nieba? A może dlatego, że przez ostatnie lata życia był najprawdopodobniej jedynie parawanem dla "posoborowych reformatorów" walczących z wiarą prawdziwą? Słynne zdanie z pierwszej "pielgrzymki do ojczyzny": "niech zstąpi duch Twój i odmieni oblicze ziemi, tej ziemi" budzi - w kontekście przemian, które zaszły w kościele i w Polsce w następnych latach - obawę o to, jakiego "ducha" wzywał Wojtyła. Bo jeśli po owocach mamy poznawać to czy boskiemu działaniu można przypisać plagę rozwodów, powszechne życie w grzechu, mordowanie dzieci w majestacie prawa państwowego, zapaść demograficzną, powszechne wśród hierarchów bezbożne i obrzydliwe praktyki, wulgarność i powszechne zdziczenie obyczajów pospolitych, kierowanie wszystkich wysiłków jedynie na zapewnienie materialnego dobrobytu, nieczystość jako zabawę, itd. Czyj to zatem "duch" zstąpił na "tę ziemię" na wezwanie Karola Wojtyły? Duch Boży?! Wolne żarty! Książka napisana "stylem Wojtyły", czyli w sposób całkiem przeciwny zaleceniu Pana Naszego Jezusa Chrystusa, by nasza "mowa była tak - tak, nie - nie, bo wszystko, co ponad to od złego pochodzi". Język Wojtyły to gwara filozoficzna pełna wieloznaczności i rozmywająca każdą kwestię, nużąca i jakże daleka od języka Ewangelii. Jan Paweł II: niespełniony filozof, aktor, poeta... . Ale w Polsce, dla wielu, bardziej święty od Boga. Wszak wielu, czcząc i celebrując Wojtyłę, zdaje się w tym kulcie widzieć spełnienie wszystkich nakazów katechizmu.
Pielgrzymki z lat: 1979, 1983, 1987, 1991, 1995, 1997, 1999, 2002.
PRL przeciwko Wojtyle. To niesamowite, jaką armię kreatur i ile instytucji zaangażowało państwo przeciwko jednemu człowiekowi. Podłość jako fundament PRL-u. Biorąc pod uwagę liczebność, zaangażowanie i poświęcenie tej armii - bardzo solidny i -jak pokazała przyszłość - trwały fundament. I wszystko w dokumentach.
Ojciec Maciej Zięba pisze o potrzebie głębszego przyjrzenia się dominikańskim cnotom: unanimitas, claritas, consonantia, integritas. Lektura oferowanej książki najlepszą drogą poznania znaczenia powyższych pojęć.
Rozmowa Tomasza Wiścickiego ze słynnym dominikaninem. Oprócz tematów związanych z wiarą dużo ciekawych informacji o ludziach znanych i celebrytach krajowych i zagranicznych. "Czas wszystko zmienia", jak śpiewał laureat Literackiej Nagrody Nobla. Zwłaszcza, jeśli kariera, pieniądz, sława stają się jedynym celem i motorem działania. Wtedy rzeczywiście wszystko może się zmienić i nawet z religii można próbować uczynić jeden ze szlaków pogoni za mamoną (czego doskonałym przykładem jest pewien "chytry" dziennikarz-celebryta - jaki on był 20 lat temu bogobojny, jaki konserwatywny!).
Kardynał Joseph Ratzinger zebrał swoje teksty z wielu lat na temat wiary, prawdy, tolerancji, kultury i nadał im - oprócz tytułu głównego - podtytuł "Chrześcijaństwo a religie świata". Ale co znaczy dzisiaj "chrześcijaństwo"? Czy chrześcijaństwo jest religią, czy też pod tym nazwaniem kryją się dzisiaj różne religie? A może już nie tylko religie, ale różne religie i światopoglądy? Chrześcijaństwo - co oznacza to pojęcie? Kiedyś oznaczało wiarę w Jezusa, a dzisiaj? W czasach, kiedy bogiem staje się "tolerancja" (która została sprowadzona do instytucjonalnego wymuszania akceptacji dla niepospolitych zachowań seksualnych i do nietolerancyjnego gwałtu na pojęciu "norma"), a wiele kościołów protestanckich otwarcie przyznaje, że ich Bóg to jednie metafora, że Boga nie ma? Co znaczy "chrześcijaństwo" w czasach, w których wiara w życie wieczne została zastąpiona zabieganiem o "życie jak najdłuższe"? Czy słowo "chrześcijaństwo" ma jakikolwiek sens, skoro zatracono poczucie herezji? Zaprawdę, spustoszona winnica... Ciekawostka: książkę wydano, kiedy Joseph Ratzinger był już Ojcem Świętym Benedyktem XVI, a mimo to książka nie ma "Imprimatur"... Bardzo ciekawa ciekawostka, czyż nie?
Skromny tytuł dla skromnej książeczki (tak, to nie książka, ale książeczka właśnie). "Mądrość lubi sukienkę skromności"....
Próba odczytania znaczeń i sensów tego, co robił, a nie tego, co mówił, Jan Paweł II. Mniemanologia stosowana - wersja apologetyczna.
Protestancki celebryta występujący publicznie jako hierarcha kościoła katolickiego. W tym dziele spragniony odnowienia ducha czytelnik znajdzie zapis rekolekcji prowadzonych w 2013 roku, we Wrocławiu. Nauczanie biskupa wydrukowane, ale książka - co oczywiste - bez imprimatur.
Ojciec Święty Benedykt XVI. Zapis kazań i rozważań wygłoszonych przy różnych okazjach, a dotyczące jednego tematu: Eucharystii.
Encyklika Caritas in veritate Ojca Świętego Benedykta XVI do biskupów, prezbiterów i diakonów do osób konsekrowanych i wszystkich wiernych świeckich o integralnym rozwoju ludzkim w miłości i prawdzie. Oto cały tytuł.
Na pytanie: jaki polski autor przoduje w ilości tłumaczeń na świecie pada zwykle odpowiedź: Lem. Tymczasem pierwszeństwo (w ilości języków i egzemplarzy) należy się pokornej siostrze zakonnej, która w latach 1934 - 1938 spisała swoje życie duchowe i przekazała orędzie o miłosiernej miłości Boga do człowieka. Skromną siostrę, która w zwykłych zeszytach spisała swoje doświadczenia mistyczne, Ojciec Święty Jan Paweł II kanonizował, a Papież Franciszek ogłosił rok 2016 Rokiem Miłosierdzia...
Ojciec Anselm Grun OSB napisał krótkie książeczki poświęcone siedmiu sakramentom. Drugi sakrament - po chrzcie - bierzmowanie: czy skłania, tak jak powinien, do "przyjęcia odpowiedzialności za własne życie"? Czy "daje siłę"?
Pasja według objawień bł. Anny Katarzyny Emmerich - edycja specjalna. Opracowanie przygotowane i wydane w przededniu kanonizacji Jana Pawła II. Słynne prywatne objawienie - przejmująca wizja najważniejszych chwil ludzkości.
"Moje szczęśliwe wspomnienia"... . Zagadka: tylko takie były, czy tylko takie spisane? Czy wszystko, co się w życiu dzieje jest szczęśliwe, czy też o nieszczęściach się zapomina lub ich nie wspomina? Zagadka do rozwikłania w spotkaniu z księdzem-poetą. Jedyna jego autobiografia.
Joseph Ratzinger, jak jeszcze nie był Papieżem, a nawet biskupem, napisał książkę, którą wydano po polsku, kiedy był już Papieżem, a my oferujemy w czasie, gdy znowu nie jest Papieżem, bo "dobrowolnie zrzekł się urzędu". Pewnie z powodu tej całej kołomyi zapomniano wydrukować "Imprimatur", no bo z jakiego innego powodu?
Protestancki celebryta występujący publicznie jako hierarcha kościoła katolickiego (zawsze w nowych strojach - miłośnik kolorowych wdzianek w stylu szat liturgicznych). W tym dziele spragniony odnowienia ducha czytelnik znajdzie ekumeniczne rozważania na temat miłości bliźniego.
Biskup naucza o "trzech filarach chrześcijańskiego życia", ale książka bez imprimatur, więc gdyby nie literki "bp" mógłby ktoś pomyśleć, że są to prywatne refleksje "pana Grzegorza Rysia".
Grzegorz Ryś (tym razem bez tytułu "bp") i zapis jego adwentowych rekolekcji z 2009 roku. Wydali dominikanie, ale niezobowiązująco, bez imprimatur, ot tak, żeby sobie poczytać jakby co, w wolnej chwili, czy coś.
Jaśnie oświecony (z przyrodzenia i z przeżytej iluminacji) snuje wspomnienia.
"Ojciec Święty Benedykt XVI, U progu pontyfikatu", czyli trzy teksty kardynała Józefa Ratzingera wydane z okazji jego wyboru na Papieża: "Droga krzyżowa w Koloseum", "Homilia wygłoszona podczas pogrzebu Jana Pawła II", "Homilia na rozpoczęcie konklawe". Był Papież, nie ma Papieża, a przecież jest. Czy wydano też zbiór "Na zakończenie pontyfikatu" z okazji "przestania bycia Papieżem"? Jeśli tak, nic o tym nie wiemy. Zresztą dla wielu kardynał Ratzinger jest dalej Papieżem - więc może dlatego nie ma takiego "pożegnalnego" zbioru?
Post jako ćwiczenie ducha i jako ćwiczenie ciała. Książka ilustrowana licznymi świadectwami osobistymi i historycznymi. Przynajmniej dwa razy w roku ta książka powinna zastępować książkę kucharską.
Każdy w coś wierzy i każdy komuś wierzy. Ludzie wierzą w "naukę", wierzą politykom, wierzą w sny, wierzą "bo to nawet pokazali w telewizji",... wielu wierzy w Boga, a niektórzy z nich wierzą Bogu, są i tacy, co wierzą, że "Boga nie ma". Ale wierzą wszyscy. I jednych wiara prowadzi do życia, innym przynosi śmierć. Ostateczne sprawy człowieka. Oto historia z tragicznym finałem: wiara, że znajdzie się to, co łączy i jest wspólne może sprawić, że nie dostrzeże się tego, co dzieli i różni: różni tak bardzo, jak różni się życie od śmierci.
Jeden z bardzo popularnych hierarchów Kościoła - kardynał Luis Antonio Gokim Tagle. Dla wielu nadzieja, że chorego i osłabłego ducha Europy ozdrowi wschodnia kuracja. Azja - dla jednych największe zagrożenie dla Europy, dla innych największa nadzieja dla europejskiej gospodarki i kultury. Czy również dla chrześcijaństwa?
W Ewangelii według świętego Mateusza (Mt 22,35-40) znajdujemy takie słowa: "Jeden z faryzeuszów, uczony w Prawie, zapytał Jezusa, wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”
On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.
Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.
W prezentowanej książce wezwanie do świętości rozumiane jest jako "poznanie naszego 'prawdziwego ja' (...) i kształtowanie naszej prawdziwej jaźni", czyli "jeśli chcemy osiągnąć świętość musimy być sobą".
Ostateczną sprawą człowieka jest śmierć i Sąd Boży, po którym czeka nas życie wieczne - albo piekło, albo niebo. Na Sądzie Bożym nie zostaniemy rozliczeni z troski "o bycie sobą", tylko z troski o bliźniego. Z miłości bliźniego, jako z przejawu miłości Boga. Gdzie tu miejsce na 'miłość siebie'? Ojciec Pio powiedział: "szatan ma imię 'ja'". A Tomasz a Kempis wskazywał jedyną drogę uświęcenia: naśladowanie Chrystusa. James Martin, nowoczesny jezuita, zaleca "kształtowanie naszej prawdziwej jaźni"... Czy dziwi zatem, że książka jest bez imprimatur?
Tytuł jest wspaniały: "Moralność jest dla ludzi". A dla kogo była? Dla sosen szumiących na gór szczycie? Dla "pieseczków i koteczków"? Dla "lwa ryczącego i patrzącego kogo pożreć"? Książka jest owocem "posoborowej odnowy", czyli - jak głosi podtytuł - zawarta jest w książce "etyka chrześcijańskiego personalizmu". Egzystencjalizm, personalizm i na okrasę "chrześcijaństwo". Tak rodziła się w Kościele "nowa tradycja": "stara etyka" była zła, bo "była oparta na sztywnych zasadach formalizmu i legalizmu". No to wreszcie będzie nowa, nowoczesna, i będzie dobra, bo nie będzie "oparta na sztywnych zasadach", tylko "będzie zgodna ze współczesną koncepcją człowieka jako osoby obdarzonej wolnością i godnością" (cytat sugeruje, że Bóg - dając przykazania - nie dostrzegał "wolności i godności człowieka", ale mniejsza z tym, na szczęście są na świecie nowocześni, światli filozofowie). A nie można by tak od razu: raz a dobrze, czyli w ogóle bez zasad, nawet "niesztywnych"? Po co "Nie będziesz miał...", itd. i po co "nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię", i po co "bądź miłościw mnie grzesznemu". Nowoczesnemu, wolnemu człowiekowi, niech wystarczy jedna zasada, jedno przykazanie: "róbta co chceta!". I wolność rządzi, kurde!
Modlitewnik, to modlitewnik. A zatem jest zakładka, a oprócz tego są rozważania Ojca Leona na cały rok liturgiczny, nawiązujące do dobranego na każdy dzień cytatu z Ewangelii. W drugiej części modlitewnika Ojciec Leon snuje rozważania w związku z przypadającymi w ciągu roku wspomnieniami, świętami i uroczystościami. W części trzeciej Ojciec Leon zawarł wybór z tradycyjnych modlitw: modlitwy codzienne, modlitwy okolicznościowe, "modlitwy świętych i nieświętych". W tej części zawarte są też litanie, Koronka i Różaniec. A na zakończenie wydawcy umieścili rozmowę z Ojcem Leonem, a w zasadzie rozmowę - laurkę, bo książkę wydano z okazji osiemdziesięciu lat Ojca Leona i pięćdziesięciu sześciu lat jego kapłaństwa.
Próba zmodernizowania modlitwy różańcowej oraz skojarzenia jej z Ćwiczeniami duchowymi św. Ignacego Loyoli. Bardzo delikatna sprawa owa, odczuwana przez pewne środowiska, potrzeba modernizowania wielowiekowej tradycji i praktyki, potrzeba jakiejś rewolucji. Przecież nauka Pana Naszego Jezusa Chrystusa jest rewolucją z istoty swojej. Skąd zatem potrzeba i gdzie sens rewolucji w rewolucji? "Rodzi się nowa tradycja"? "Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata"? "Żeby było nowocześnie"? Nowoczesność jako kryterium ważności religii? Nowoczesna religia zamiast "przesądów naszych dziadków"? Rewolucja, czyli "współczesność stawia przed nami nowe wyznania"? Nie jedna wiara prawdziwa tylko "jedność w wielości"? Religia "nowoczesnego człowieka" ma być mieszaniną różnych praktyk i wierzeń? Byle - dla zasady - nie kontynuować tradycji Kościoła? Czy ideałem będzie zmiksowanie różnych religii w jedną? Ale jak pogodzić wiarę w Boga W Trójcy Jedynego z wiarą w boga innej religii? "Nowoczesność w domu i zagrodzie" rozciągnięta na religię? To ma wzmocnić religię? To dlaczego nie wzmacnia? Dlaczego im więcej "otwierającej Kościół nowoczesności" i synkretyzmu tym coraz mniej wiernych? A może właśnie dlatego. Może dlatego, że "unowocześnieni" kapłani modernistyczni wstydzą się swojego kapłaństwa? Może dlatego, że ofiarę zastąpiono "samorozwojem"? Może należy się zatem nawrócić? "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię". Lekarzu, lecz się sam. Może czas nawrócić do tradycji, zamiast szukać poprawiania tradycyjnych praktyk i czas najwyższy zawrócić z drogi, która, choć coraz bardziej nowoczesna, modernistyczna, jednocześnie coraz bardziej prowadzi na manowce? Czy zadaniem religii prawdziwej jest naśladowanie pogańskich wierzeń, których głównym celem było polepszanie wygód i uciech doczesnych, a jedyną troską było "zdrówko" i "by żyło się lepiej"? Czy taki ma być "nowoczesny" sens Dobrej Nowiny? Wygoda tu i teraz, i dobre samopoczucie, przyjemna doczesność? Dodatek do wygodnego, "zdrowego" i "ekologicznego" życia? Jeśli tak, to gdzie tu "zaparcie się siebie i przyjęcie krzyża"? Jednym słowem: gdzie tu Dobra Nowina? (Uwaga! Informacja dla socjologów: w cudzysłowach są cytaty z Biblii, z pism Kościoła oraz z filmów Barei. O cytacie z 'Międzynarodówki' nie musimy wspominać, bo ten na pewno socjolodzy znają na pamięć i rozpoznali go od razu).
Joseph Ratzinger, już (i jeszcze) jako Papież, Benedykt XVI, wydał książkę o życiu i nauczaniu 'Jezusa z Nazaretu'. Była to część pierwsza p.t. "Od Chrztu w Jordanie do Przemienienia". Książka nie ma "imprimatur", a za to ma "obwijkę" z logami głównych "patronów medialnych", wśród których z kolei główne pozycje zajmują niemieckie koncerny (wydawana po polsku, niemiecka gazeta codzienna, niemiecki portal internetowy). I nic dziwnego, przecież książkę napisał Papież-Niemiec (skoro Jan Paweł II zawsze był "Papieżem-Polakiem", to chyba Benedykt XVI powinien być nazywany "Papieżem-Niemcem", a ekolog/pacziamamista Franciszek "Papieżem-Argentyńczykiem"?).
Książka wydana w roku 2014, w szczycie "posoborowej" propagandy sukcesu. Ekumenizm ideologiczny, czyli zamiast wzywania do posłuszeństwa woli Bożej i zamiast walki o zbawienie dusz rojenia, że "wszyscy ludzie będą braćmi", a zamiast walki z grzechem działalność "społecznie użyteczna". Zadowolony z siebie i z życia celebryta religijny przekonuje, że wiara ma sens, bo dzięki niej żyje się nam lepiej. Ludzie są życzliwi, troszczą się o naturę, lepiej się czują i mogą się realizować, a przed nami tylko świetlana przyszłość, bo jest "pokolenie JP II". "Wiara" jako dodatek do wygodnego życia. W ekumenicznej nowomowie unika się się spraw nieprzyjemnych, więc kulturalny hierarcha nie wspomina o zaparciu się siebie, o wzięciu krzyża i naśladowaniu Jezusa Chrystusa - o jedynej drodze zbawienia, jedynym celu życia na tym świecie. Fundamentalizm posoborowy zakazuje zatem nie tylko "nawracania" ale i wzywania, by z grzechem "walczyć aż do krwi", bo, co prawda, Chrystus nakazał, by grzeszące oko wyłupać, ale przecież każdy wie, że nie należy rozumieć tego dosłownie, a poza tym wszyscy jesteśmy tylko ludźmi (jakiegoś "jednego boga"). I oczywiście nie należy wspominać o śmierci, która przyjdzie jak złodziej i o tym, że oprócz Nieba czeka też Piekło. Że prócz miłosierdzia jest też Boża sprawiedliwość, a Bóg - jako sędzia sprawiedliwy - za dobro nagrodzi, ale za zło ukarze. Nie, ludzie kulturalni w XXI wieku nie straszą przecież takimi "średniowiecznymi zabobonami". I pysznił się posoborowy fundamentalizm, kwitła religijna cepelia, aż nagle bach, babę w piach. Nagle przerwało się pasmo sukcesów nowoewangelizacyjnych, a "kulturalny dyskurs" zabrzmiał jak cymbał brzmiący. Rząd ogłosił epidemię, sparaliżował państwo, a posoborowi księża gorliwie przyjęli na siebie rolę wolontariuszy państwowego systemu sanitarnego i ze strachu nie tylko przegonili ludzi z kościołów (!), ale zakazali im używania święconej wody i ogłosili, że Ciało Pańskie może zarażać. Zapomnieli o "nie lękajcie się", zapomnieli, że mają być sprzeciwem wobec świata i zajęli się kowidowymi strachami, tak, jakby do tej pory nie było groźniejszych chorób. Każdego miesiąca przybywały dziesiątki tysięcy (!) ludzi zmarłych na inne choroby, a których się nie leczyło, bo rząd uznał, że jest tylko jedna choroba - kowid, a zastraszeni księża nawet o innych chorobach i chorych nie wspominali modląc się do szczepionki "przeciwko groźnemu wirusowi". Oto wiara posoborowych celebrytów w działaniu. W godzinie próby okazali jej prawdziwy sens: STRACH. Strach o życie doczesne. A zatem czy wiara, która jest strachem ma sens? Albo Dobra Nowina, albo strach o utratę majątku, zdrowia, życia. Nie ma "trzeciej drogi". Jest albo droga z Chrystusem, albo przeciw Bogu. "Potem mówił do wszystkich: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z Mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów." (Łk 9, 23-27). Ciekawe, czy Bp Grzegorz Ryś umie pogodzić te słowa ze szczepionką robioną z zabitych dzieci i jak będzie w tej sytuacji przekonywał "pokolenie JP II", które wyszło na ulice krzycząc wulgarne obelgi w obronie "prawa do aborcji", że nie należy mordować nienarodzonych. Pewnie napisze nową książkę. Może teraz dostrzeże nadzieję w pacziamamie? "Nowa ewangelizacja" nie powiedziała przecież jeszcze ostatniego słowa... Tak oto Kościół który był i jest wojujący, cierpiący i tryumfujący, a który miał stać się - według ideologii ekumenizmu - jedynie pielgrzymujący, gdy przyszła godzina próby, czyli czas, który z woli Bożej ma "ujawniać zamysły serc wielu", stanął w prawdzie. I okazało się, że posoborowa część Kościoła, tak elokwentna i celebrycka, w praktyce nawet nie jest "pielgrzymująca". Jest "bojąca" i "czmychająca ze świątyń". "Po owocach poznacie ich". (Mt. 7, 15-20). "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości." (Mt. 23, 27-28)
Rzecz tę roku Pańskiego 2007 drukiem ogłosił Joseph Aloisius Ratzinger, jeszcze na pełnym etacie jako Benedykt XVI, czyli sześć lat przed przejściem na emeryturę papieską. Encyklika jest "O nadziei chrześcijańskiej", którą to nadzieję wiązał wówczas Kościół z wiarą w życie wieczne, z modlitwą, z cierpieniem, z Sądem Ostatecznym i z Maryją - "gwiazdą nadziei". Kościół nauczał o rzeczywistości nadprzyrodzonej. Bóg dopuszcza doświadczenia na ludzi, by stanęli w prawdzie i by wyszły na jaw zamysły ich serc. Ogłoszenie pandemii w 2020 roku było takim doświadczeniem. Oto Kościół stanął w prawdzie i okazało się, jak wielu nadzieję pokłada nie w nauczaniu Jezusa Chrystusa, ale w rzeczywistości "bardzo przyrodzonej": w "maseczkach", w zakazie wody święconej, w "szczepionkach" (z ludzi nienarodzonych), w "dystansie", w "higienicznej Komunii Świętej", czyli na rękę albo nawet przez telewizor/komputer. Struchlałe serca stworzyły nową sektę - kowidian: "posoborowa reforma" okazała swoją prawdziwą moc. Oto zamiast "nie lękajcie się" ujawniła się wiara ulepiona ze strachu o utratę doczesności, chrześcijaństwo bez cierpienia, bez Krzyża. Jak boleśnie brzmią wobec tego strachu - okazanego w godzinę próby przez część Kościoła - zamieszczone na końcu Encykliki dwa ewangeliczne wezwania: "Odwagi! Jam zwyciężył świat!" (J 16,33) i "Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka" (J 14,27). Na szczęście nie wszyscy ludzie Kościoła przemienili się w funkcjonariuszy państwowej służby sanitarnej, tylko stanęli przed Bogiem z odkrytymi twarzami, pokropieni wodą święconą, z Komunią Świętą udzielaną i przyjmowaną w jedyny godny sposób. Tak, czas próby jest zawsze czasem oczyszczenia. Oby - wszak trzeba mieć... nadzieję.
Sprawa jest ważna, więc wydawca na okładce pisze, że trzeba ją "wykrzyczeć". "Wykrzyczeć sprawę", a najlepiej "całemu światu". Gazetowe, powtarzane bezmyślnie i przy lada okazji, sformułowanie, które ma dowodzić, że ktoś ma rację w jakiejś sprawie. Sprawę "trzeba wykrzyczeć" i dowód zamknięty. Jakże to dalekie od nakazu, by być "cichym i pokornego serca". Ale książkę (jeszcze jedną?! co za witalność literacka!) napisał bp Grzegorz Ryś, który ma swoją wizję nauczania chrześcijańskiego. Skoro - jak twierdzi - "wszyscy ludzie wierzą w jednego boga" również nauka o miłosierdziu musi być dopasowana do takiej wiary. A zatem miłosierdzie - wg tej religii równości wszystkich religii - jest bezwarunkowe, przebaczenie i nawrócenie nie stawia warunków. Szczery żal za grzechy jest zbędny, wystarczy uznać swoją niedoskonałość. Miłosierdzie jest darmowe. Wygląda na to, że z dwóch łotrów obaj, i ten żałujący za grzechy i ten bluźniący pychą, "jeszcze dziś będą w niebie"?! A zatem hulaj dusza, piekła nie ma. I śmiało, bo "ile razy rezygnujemy z własnej wolności, tyle razy oddalamy się od Boga" (jak przekonuje bp Ryś na str.72). Ciekawa interpretacja wezwania do zaparcia się siebie. I co zrobić w tej sytuacji z "bądź wola Twoja, jako w Niebie tak i na Ziemi"? I jak rozumieć wyznanie św. Pawła z "Listu do Galatów": "Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego" (Ga 2,20). Czyżby też oddalił się od Boga? Uczony w Piśmie bp Ryś, celebryta ekumenizmu, pisze nowy katechizm? Pamiętajmy zatem, że "nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie" (Mt 7,21). "Rzekł znowu do swoich uczniów: «Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!" (Łk 17,1). Książka, rzecz jasna, bez Imprimatur.
Niezmordowany w pisarstwie i w występach publicznych Grzegorz Ryś (bez dodatku "bp", a książka bez "imprimatur", więc można założyć, że publikacja zawiera "cywilne" dywagacje autora) w swoim klasycznym stylu ekumenicznej nowomowy rozważa kwestię ubóstwa. Filozofowie wiedzą, że najlepiej takie problemy, podobnie jak i temat ascezy, rozważa się w miłym towarzystwie, w czasie sympatycznej biesiady. Na stronie 41 znajdujemy jednak przypomnienie dawnej, tradycyjnej nauki Kościoła: "To jest nauka o tak zwanym superflua: jeśli mamy coś ponad godziwy stan posiadania, to nie jest nasze. Gdy się tym dzielimy, dzielimy się więc ze sprawiedliwości, a nie z jałmużny, a nie z miłosierdzia. O jałmużnie czy miłosierdziu możemy mówić tylko wtedy, gdy się dzielimy tym, czego nie mamy, gdy dajemy, choć sami cierpimy biedę". No właśnie: w roku 2014 jeszcze coś z tradycji warte było przypomnienia...
bp Grzegorz Ryś w kolejnej odsłonie ewangelicznej nowomowy. Już sam tytuł poraża głębią: jest absolutnie prawdziwy - jak każda tautologia. Tylko nic z niej - jak to z tautologii - nie wynika. Coś jakby elitarna, XXI-wieczna, wersja "koń, jaki jest, każdy widzi". Grzegorz Ryś powtarza ciągle, że Bóg nas kocha. Ale, nie wspomina - pewnie przez delikatność - że ta miłość jest wymagająca, że Bóg oczekuje od nas nawrócenia, odwrócenia się od grzechu, zaparcia się siebie i wzięcia krzyża. I, że jeśli grzechu nie porzucimy, to jednocześnie odrzucimy Jego Miłość. Że oprócz Bożej Miłości istnieje również Boża Sprawiedliwość, a czym ona jest, o tym poucza tradycja Kościoła. Niestety, tradycyjna nauka Kościoła zdaje się kłócić z religią dobrego samopoczucia, którą lansuje hierarcha. Czy bp Ryś czytał "Dzienniczek" św. Faustyny? Że Bóg mnie kocha - to oczywiste, ale czy ja kocham Boga? Kocham, to znaczy czy przestrzegam jego przykazań? Nie to, czy odczuwam rozkoszne, "mistyczne uniesienia", ale czy w codziennym życiu przestrzegam jego przykazań? Zbawienie nie jest automatyczne i bezwarunkowe. To zależy tylko od nas, od naszej woli i rozumu, czy czeka nas życie wieczne, czy wieczne potępienie. Z dwóch łotrów tylko jeden trafi z Jezusem Chrystusem do raju. Ale w towarzystwie kulturalnych ludzi o takich rzeczach - jak piekło - się nie wspomina. Jak w domu powieszonego nie mówi się o sznurze, tak w domu idących na zatracenie nie wspomina się o grzechu. Chrześcijaństwo bez krzyża. Taka ma być religia kościoła ekumeniczno-ekologicznego. Nowa ewangelizacja z nową "ewangelią". Wygodna, sympatyczna i szeroka jest droga, która prowadzi do zatracania i większość tą drogą kroczy, a raczej mknie, "posuwa suvami". W pogańskim świecie bożkowie są czczeni, bo mają służyć do polepszenia życia: do pomnożenia majątku, do życia w zdrowiu i dobrym samopoczuciu. Chrześcijanin natomiast ma naśladować Chrystusa, a więc służyć Bogu i służyć ludziom, bo to jest istota miłości chrześcijańskiej. Chrześcijanin żyje nie po to, aby mu służono, ale po to, aby on - w posłuszeństwie nakazom Bożym - służył swoimi talentami innym. A więc nie tylko głodnych karmił i przyodziewał nagich, ale i po to, by wątpiącym dobrze radził, strapionych pocieszał, nieumiejętnych pouczał, a grzeszących upominał. Nie zwodził oszukanym miłosierdziem, ale okazał im miłość prawdziwą, miłość Chrystusową poprzez troskę o zbawienie ich dusz. Bo nikt, kto nie wyrzeknie się grzechu, zbawienia nie dostąpi. Miłosierdzie Boże każdemu daje szansę, ale tak niewielu z tej szansy skorzysta. Może przez zwodzących na manowce nauczycieli?
Wybór krótkich cytatów z tekstów, które wygłosił, bądź opublikował Benedykt XVI w pierwszym roku swojego pontyfikatu (kwiecień 2005 - marzec 2006). Książeczka jest spolszczeniem włoskiego wydawnictwa.
O "Lolku", młodym Karolu Wojtyle, opowiadają jego najbliżsi. Jan Paweł II - jedyny Papież, przy imieniu którego wspomina się jego narodowość. Mówi się: Papież-Polak. A dlaczego nikt nie mówi "Papież-Niemiec", albo "Papież-Argentyńczyk"? Czy narodowość ma znaczenie dla chrześcijanina? "Skoro jeden mówi: ja jestem Pawła, a drugi: ja jestem Apollosa, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku?" (Św. Paweł, 1 Kor. 3,4)
Rozważania i teksty modlitw z Wielkich Piątków: 20 kwietnia 1984, 22 marca 1991, 21 kwietnia 2000, 18 kwietnia 2003 - Jan Paweł II. Wielki Piątek 29 marca 2002: rozważania przygotowane przez czternastu świeckich dziennikarzy, kobiet i mężczyzn, akredytowanych przy biurze prasowym Stolicy Apostolskiej. Wielki Piątek 9 kwietnia 2004 rozważania i teksty modlitw przygotował O. Andre Louf, trapista. Rozważania i teksty modlitw z Wielkiego Piątku 25 marca 2005: kard. Joseph Ratzinger.
Okładka "aż się ugina" od podtytułów: "Odpowiedź na kłamstwa o ateizmie Błogosławionej z Kalkuty", "Prawdziwa historia 'duchowej nocy'", "100 rocznica urodzin". Jedna z najsłynniejszych postaci XX wieku i jedna z najsłynniejszych "dziennikarskich sensacji" na temat Matki Teresy, która to "sensacja" jest - według autora książki - w istocie tylko kłamstwem o niewierze w Boga "drobnej ciałem, ale wielkiej duchem" zakonnicy.
Propagandowa agitka nowej, "światowej religii". Album, w którym zdjęciom towarzyszą streszczenia politycznych przemówień (polityczny wymiar "homilii" najlepiej podkreślało ich częste przerywanie oklaskami) wygłaszanych w ewangelicznej nowomowie. Jan Paweł II - wielu Polakom zastąpił Boga, a "opowieść o kremówkach" wyrosła ponad przypowieści ewangeliczne. Dlaczego został świętym i to w trybie ekspresowym? Bo był Polakiem, przed którym cały świat padł na kolana z podziwu i z uwielbienia - takie jest powszechne przekonanie, a jakakolwiek próba nawet lekkiej krytyki "Papieża Polaka" (ciekawe, że w Polsce przy żadnym innym papieżu nie wymienia się jego narodowości) jest aktem samobójczym. Tymczasem, jeśli JP II jest świętym, to świętym nie może być np. święty Andrzej Bobola. Wszak jeśli posoborowi ideolodzy mają rację, to cała historia Kościoła okazuje się jedną wielką pomyłką: dwa tysiące lat błędów w liturgii i w wierze. Niezliczone zastępy świętych i męczenników, których "krew była nasieniem wiary", którzy znosili niewyobrażalne kaźnie za głoszenie swej wiary i oddawali w męczarniach życie za głoszenie nauczania Jezusa Chrystusa i odprawianie Mszy Wszechczasów okazały się - według nauk posoborowych - rzeszami religijnych fanatyków, którzy cierpieli i ginęli bez sensu: wystarczyło przecież tylko zapalić kadzidełko przed jakimś bożkiem, oddać pokłon jakiemuś idolowi, wspólnie odprawić modły w pogańskiej, czy heretyckiej świątyni i zakwitło by "królestwo miłości". Oto "nowa ewangelizacja". Dlaczego zatem ani Jezus Chrystus, ani Apostołowie nie modlili się w pogańskich świątyniach? Czyżby nie pojęli chrześcijaństwa? Dlaczego Apostołowie obalali idole zamiast modlić się przed nimi? Nie rozumieli ekumenizmu chrześcijańskiego? Dlaczego Jezus Chrystus i Apostołowie nie przepraszali wszystkich za wszystko, a szczególnie żydów za swoją wiarę? Dlaczego nie całowali z szacunkiem pogańskich "świętych ksiąg"? Nawet Jan Chrzciciel straszliwie się mylił: przecież każde małżeństwo można "unieważnić" (w imię "miłości"). Przez dwa tysiące lat celem chrześcijaństwa była walka o zbawienie dusz, a papieże byli stróżami depozytu wiary. Posoborowi papieże uznali, że są nie strażnikami tradycji, ale twórcami nowego kultu, z nową liturgią, obrzędami i nowymi prawdami wiary. "Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata...". Zamiast być znakiem sprzeciwu stali się celebrytami tego świata, stali się ikonami pop kultury. W zabiegach o poklask tłumu wyznawcy posoborowej ideologii poczęli głosić i wspierać herezje, oddawać się bluźnierstwom i bałwochwalstwu. To "odwrócenie się do ludzi" odbyło się nawet symbolicznie, w "nowej mszy", przez stanięcie plecami do Boga (zresztą kto tam wierzy, że w tabernakulum jest Bóg? - "opłatek" przecież można wziąć na rękę). Kościół, według soborowych reformatorów, przestał być Kościołem walczącym, cierpiącym i tryumfującym, a stał się budowniczym, wespół z możnymi tego świata, "nowej cywilizacji - cywilizacji miłości". "Trzeba walczyć o demokrację, tolerancją i różnorodność" (rzecz jasna postulat tolerancji i różnorodności obejmuje wszystko, z wyjątkiem tradycji Kościoła). I o ten "nowy, wspaniały świat" trzeba walczyć całkiem ziemskimi środkami. Zanegowano nadprzyrodzony charakter religii sprowadzając ją do ideologii "solidaryzmu społecznego". Zamiast wezwania do pokuty posoborowa sekta głosi nakaz dążenia do spokojnego dobrobytu. Dobro, które ma zwalczać zło, to już nie modlitwa, post i jałmużna, to nie uczynki miłosierne wobec duszy i ciała, tylko "miłość" rozumiana tak, jak rozumie ją nastolatek, czyli jako popęd, jako sentyment, jako uczucie (podjęta przez Benedykta XVI próba przypomnienia przynajmniej pewnego zarysu nauki Kościoła o miłości przeminęła "jak sen jaki złoty"). Świat nie chciał dotychczas słuchać nauki Kościoła, więc posoborowi ideolodzy kościelni postanowili, że skoro ludzie nie żyją tak, jak naucza Kościół, to Kościół powinien nauczać tak, jak żyją ludzie. Skoro pijak nie przestaje pić i nie słucha przestróg trzeźwego, to niech trzeźwy też zacznie pić - w ramach walki z pijaństwem. Niech abstynent uczy się abstynencji od pijaka i niech go naśladuje, a na pewno zwalczy pijaństwo. Zgodnie z takim tokiem myślenia wywrócono nauczanie kościoła do góry nogami: cisi i pokorni mają uczyć się pokory i ćwiczyć w tej cnocie od pysznego i próżnego świata, cnotę czystości najlepiej posiąść przez naśladowanie wyuzdania, rozwiązłości i zboczeń światowych, wstrzemięźliwość hartuje się najlepiej poprzez dogadzanie swoim impulsom i instynktom, a człowiek myślący, homo sapiens, "obraz i podobieństwo Boże", najbardziej potwierdza swoją rozumność rezygnując z rozumu i woli na rzecz nieopanowanych niczym uczuć i emocji. Hulaj dusza, grzechu i piekła nie ma, a Bóg jest miłosierny, więc wszystko wybaczy. Oto nowa religia tej "cywilizacji miłości": "róbta co chceta, tylko chodźta (czasem) do kościoła (wszystko jedno jakiego)". Ba, ale po co? Wszak nowa "religia człowieka i miłości" nie potrzebuje świątyń: "kochać się" można przecież wszędzie. Tylko skoro jest tak pięknie, to dlaczego już słychać tętent Czterech Jeźdźców Apokalipsy? Na ostatnich zdjęciach w książce widać starca z pustymi oczami, zgarbionego na tronie. Kto - i jak długo - skrywał się za "Papieżem Polakiem" wykorzystując, jako zasłonę i tarczę, jego "publiczny wizerunek pielgrzyma miłości"? Wielki szyderca - pan tego świata? Modernizm puszy się i pyszni, ale wszystko do czasu, bowiem powiedziane jest, że "pośle Syn człowieczy Anioły swoje, a zbiorą z królestwa jego wszystkie pogorszenia i te, którzy czynią nieprawość i wrzucą je w piec ognisty; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Tedy sprawiedliwi świecić będą jako słońce w królestwie Ojca ich. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha." (Mat.13, 41-43)
Miłosierdzie Boże: posoborowo oddzielone ideologicznie od Bożej Sprawiedliwości przemieniło się w herezję Bożej pobłażliwości, ślepej i wybaczającej wszystko, wszystkim i zawsze. Posoborowi ideolodzy negują prawdę wiary katolickiej, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze i zastępują ją infantylną dyrektywą polityczną o "tolerancji". A przecież miłosierdzie jest możliwe tylko wtedy, kiedy połączone jest ze sprawiedliwością. Bez sprawiedliwości, ślepe na sprawiedliwość, przemienia się w utwierdzanie niesprawiedliwości, tym samym przemienia się w okrucieństwo. Czy biografia św. Faustyny oraz opisanie początków Kultu Bożego Miłosierdzia da odpowiedź na pytanie jak i dlaczego doszło do powszechnego dziś bluźnierstwa, że oto Bóg jest ślepy na zło i ślepy na łamanie swoich przykazań? A nawet więcej! Według posoborowej sekty Bogu jest wszystko jedno, jak żyją ludzie, co robią i kim są, byleby tylko nie byli katolikami wiernymi Jezusowi Chrystusowi i tradycji Kościoła. Wobec chroniących depozyt wiary posoborowa sekta nie tylko nie głosi sprawiedliwości, ale i miłosierdzia-tolerancji. Doprawdy, czy zaprzedani słudzy Złego mogliby mówić i robić coś więcej?
Anselm Grun, schizmatyk - jeden z piewców posoborowej schizmy w kościele katolickim i guru posoborowej sekty, terroryzującej od przeszło pół wieku wiernych. Autor - jak Koziołek Matołek, który "po calutkim szukał świecie tego, co jest całkiem blisko" - też podróżuje "szeroką i wygodną drogą", z kim się da i dokąd się da (byle tylko nie do zbawienia duszy i byle nie z Ojcami Kościoła!). Za przewodników - jako człowiek nowoczesny - obiera sobie psychologów. Przez grzeczność wspomina nawet czasem Jezusa Chrystusa, ale delikatnie i tak, by nie psuć przyjemnego nastroju biesiady. Ostatecznie msza to przecież taka grupa terapeutyczna. Wszak w życiu mamy tyle kłopotów i problemów. Musimy gdzieś "podładować akumulatory". Uprawiana przez schizmatyków "uczta", "biesiada terapeutyczna", ma zastąpić Ofiarę Mszy Świętej - Mszę Wszechczasów. A dlaczego? Bo podobno tak nakazuje "miłosierdzie" - byśmy sobie miło poucztowali. Ważny też jest wystrój "sali biesiadnej" - stół pośrodku, a naokoło dobrzy ludzie, którzy się sympatycznie do siebie uśmiechają. A jak im przyjdzie ochota, to niech sobie nawet potańczą (tak, w kościele! Mogą "wzbogacić eucharystię medytacyjnym tańcem" - s.55)!. I ważne, żeby dekoracje były też takie jakieś budujące: coś odpowiedniego dla osób troszczących się o "rozwój duchowy", jakieś duchowe figurki, oczywiście z całego świata. Może budda? Albo paciamama? Mogą też pobełkotać "w duchu", niby "jak Apostołowie w Dniu Zesłania Ducha Świętego". A, że Apostołowie nie bełkotali bez sensu, tylko po zesłaniu Ducha Świętego jak najbardziej z sensem i zrozumiale głosili w różnych językach Dobrą Nowinę, to tym schizmatycy posoborowi się nie przejmują. Niech sobie "wierni" pobełkoczą i myślą, że tak przemawia przez nich duch (że przemawia jakiś "duch" to pewne, tak jak pewne jest, że to nie Duch Święty, który - będąc Osobą Trójcy Świętej - nie pozbawia ludzi rozumu). Byle było miło i sympatycznie. Bo chodzi o nasze zdrowie, bo przecież "najważniejsze jest zdrówko". Ekumeniczna nowomowa w psychologicznym sosie. Grun, osoba duchowna nie zdaje sobie sprawy, że Kościół i Msza to nie jest intelektualna zabawa, tylko sprawa wieczności, sprawa życia i śmierci: życia z Bogiem lub śmierci - potępienia? Nie zdaje sobie sprawy, że niszcząc Mszę uderza w powszechność Kościoła, tym samym w Samego Zbawiciela, w Jego Ofiarę? Nie zdaje sobie sprawy, że centralne miejsce w życiu Chrystusa zajmuje męka, a w życiu człowieka krzyż, czego nieustannym wspomnieniem i obrzędem jest Msza Święta? Nie zdaje sobie sprawy, że głosi herezje, bałwochwalstwo, bluźnierstwo, propaguje pogańskie obrzędy i zaleca bezczeszczenie świątyni? "Napisane jest: 'Mój dom będzie domem modlitwy', a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców' " (Łk 19, 45-48). A zbójca to nie dobroczyńca - to niszczyciel. Choć przedstawia się jako pełen troski nauczyciel to jest przecież "wilkiem w owczej skórze". Niszczyciel z premedytacją uderzający w Kościół Katolicki. Wszak "katolicki" znaczy "powszechny": na całym świecie, o tej samej porze dnia i nocy, w tym samym języku składana jest Ofiara i głoszona jest taka sama nauka. Czy dziwne, że "bramy piekielne" nie ustają w wysiłku, by tę powszechność zniszczyć? By zastąpić ją "kościołami narodowymi", czyli kościołem chaosu z "mszą nowego porządku", wszędzie inną, zależną od chwilowych nastrojów, emocji, pełną - zamiast nauki o Zbawieniu - bełkotu i histerii? Bez krzyża, cierpienia, ofiary, czyli bez Jezusa. Kościół katolicki, Kościół wierny tradycji jest Kościołem walczącym na Ziemi w obronie nauki Pana naszego Jezusa Chrystusa. Stąd też główne uderzenie przeciwnika wiary prawdziwej skierowane jest przeciwko Kościołowi powszechnemu, czyli Katolickiemu. Posoborowi schizmatycy, modernistyczni sekciarze wymagają, by dwa tysiące lat tradycji i nauczania zostało odrzucone, zapomniane i potępione - wszystkie sobory mają być zapomniane. Ma zostać tylko "ekumeniczny watykański drugi". Kościół ma zatem przestać być katolicki - a to oznacza, że go po prostu ma nie być. Czy szatan mógłby chcieć czegoś więcej?
Patetyczna i głośna (czasem nawet bardzo głośna) akademia na cześć. Podniosły temat ma przysłonić gorzką i wstydliwą prawdę o bezwstydnej wręcz komercjalizacji "Papieża Polaka" (jedyny papież, przy którym wymienia się jego narodowość). Cudowna okazja do zarabiania pieniędzy - kult JP II. Bo oto (jak pisze na okładce wydawca) mamy "utwór zamówiony przez Filharmonię Poznańską z okazji 30.rocznicy wyboru Kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową". Przeszło setka wykonawców (ich lista, tzn. lista płac, robi wrażenie), kilkudziesięciu sponsorów. Jest bardzo górnie i podniośle. Przesłanie twórców otwierające album też jest ponadczasowe (tzn. można zastąpić podmiot panegiryku dowolnym innym adresatem, nawet Leninem, i będzie równie pięknie i podniośle). The show must go on...
Posoborowa sekta Młodszych Braci w Wierze i wywiad z jej przyszłym przywódcą duchowym na temat dlaczego "kościół nowego adwentu" zastąpił katolicką naukę o zbawieniu nauką o "prymacie osoby", czyli dlaczego zastąpił głoszenie Ewangelii "zainteresowaniem osobą ludzką i jej rozwojem". Klasyczna pozycja nowomowy ekumenicznej.
Ksiądz celebryta, salonowy lew gazetowego chrześcijaństwa w klasycznych, napuszonych dywagacjach. Ekumeniczna nowomowa pełna troski o "wolność" i o "przyszłość", w której głównym zagrożeniem dla postępu będzie oczywiście... wiara katolicka. Przestrzeganie przykazań - tych dziesięciu i tych kościelnych - oto, zdaniem autora, fundamentalizm zagrażający budowniczym raju na ziemi. Zamiast "średniowiecznych zabobonów", czyli modlitwy, postu, jałmużny i pełnego pokory pełnienia obowiązków stanu gazetowy katecheta zaleca "nową ewangelizację", czyli egzegezy artykułów z "gazety Adasia", kult Maxa Schelera, katechezy z fenomenologii, nabożeństwa do marksistowskiej szkoły frankfurckiej, itp. Cóż, jak na księdza całkiem nieźle... .„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”(Mt 5, 13-16).
Jan Wierusz Kowalski, benedyktyn, mieszkający w Tyńcu od 1937 roku. Materialista i komunista. W 1952 opuścił zakon, w 1959 opuścił stan kapłański. Od roku 1953 był agentem Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W latach 60-tych został pracownikiem Urzędu do spraw Wyznań. Propagator (a może i nie tylko?) Soboru Watykańskiego II (może ta informacja da trochę do myślenia sekciarzom z sekty uwielbienia II-go watykańskiego?). W latach 70-tych i 80-tych pracował w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk (habilitował się w 1975 roku). Od 1978 roku pracownik Departamentu IV MSW. Służbę zakończył w 1985 roku w stopniu majora. Zmarł w 2000 roku. Przynajmniej wystąpił ze stanu kapłańskiego. A ilu kapłanów, ba, autorytetów moralnych, nie stać na taką "uczciwość"? Książka jest typowym przykładem propagandy komunistycznej: "świadomy klasowo" (i resortowo) "historyk" manipuluje faktami i ocenami, które zawsze podawane są jako obiektywne oczywistości, a w rzeczywistości są ideologicznymi aksjomatami z komunistycznego, partyjnego elementarza "frontu walki ideologicznej". "Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca (...) prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa." (Jan.8:44)
Medal 100-lecie obecności Matki Zbawiciela Redemptoris Mater. Informacje ze strony Mennica Polska: Emitent - Parafia Najświętszego Zbawiciela, Warszawa. Metal, tombak srebrzony i oksydowany. Średnica mm 70. Nakład szt. 500. Data emisji: 2009 rok. Projektant: Magdalena Dobrucka. Awers: z lewej wizerunek kościoła, na krawędzi u góry półkolem napis: 100 LECIE OBECNOŚCI MATKI ZBAWICIELA. Z prawej strony daty: 8 XII 1909 / 8 XII 2009. Rewers: z lewej wizerunek Matki Boskiej, z prawej napis: REDEMPTORIS MATER. U góry półkolem przy krawędzi napis: WZÓR NADZIEJI KTÓRA ZAWIEŚĆ NIE MOŻE.
Medal 100 lat Kościoła Zbawiciela 2000. Awers: widok Kościoła Zbawiciela; z lewej: 100 LAT KOŚCIOŁA ZBAWICIELA, z prawej: WARSZAWA 1900-2000. Rewers: popiersie Papieża błogosławiącego (?) Matkę Bożą z Dzieciątkiem: z lewej: 90 LAT OBRAZU MATKI ZBAWICIELA, na dole: UKORONOWANY 13.06.1999 PRZEZ JANA PAWŁA II. Medal projektu T. Pastuszki-Kowalskiej. 69.8 mm, 143.86 g.
140,00 zł
Dbamy o Twoją prywatność
Pliki cookies i pokrewne im technologie umożliwiają poprawne działanie strony i pomagają nam dostosować ofertę do Twoich potrzeb. Możesz zaakceptować wykorzystanie przez nas wszystkich tych plików i przejść do sklepu lub dostosować użycie plików do swoich preferencji, wybierając opcję "Dostosuj zgody".Więcej o plikach cookies przeczytasz w naszej Polityce prywatności.
Ustawienia plików cookies
W tym miejscu możesz określić swoje preferencje w zakresie wykorzystywania przez nas plików cookies.
Te pliki są niezbędne do działania naszej strony internetowej, dlatego też nie możesz ich wyłączyć.
Te pliki umożliwiają Ci korzystanie z pozostałych funkcji strony internetowej (innych niż niezbędne do jej działania). Ich włączenie da Ci dostęp do pełnej funkcjonalności strony.
Te pliki pozwalają nam na dokonanie analiz dotyczących naszego sklepu internetowego, co może przyczynić się do jego lepszego funkcjonowania i dostosowania do potrzeb Użytkowników.
Te pliki wykorzystywane są przez dostawcę oprogramowania, w ramach którego działa nasz sklep. Nie są one łączone z innymi danymi wprowadzanymi przez Ciebie w sklepie. Celem zbierania tych plików jest dokonywanie analiz, które przyczynią się do rozwoju oprogramowania. Więcej na ten temat przeczytasz w Polityce plików cookies Shoper.
Dzięki tym plikom możemy prowadzić działania marketingowe.